obligacje

Licznik bomby finansów publicznych.

Posted by Mateusz Machaj on listopad 04, 2008
Bez kategorii / 4 komentarze

Dług publiczny w USA rośnie astronomicznie. Jeszcze w 2007 było to 8,5 biliona dolarów. Jeszcze we wrześniu Łukasz Szostak wklejał informację, że przekroczyliśmy 10 bilionów. W tej chwili jest to już ponad 10,5 biliona dolarów. Głównie za sprawą rzekomo genialnych planów pomocy bankrutującemu światowi finansów. Oczy bolą od rosnących cyferek:

Wkrótce rząd amerykański będzie pożyczał kolejne setki bilionów. Obojętnie, czy wygra Obama, czy McCain. I skończy się to tragicznie dla posiadaczy obligacji amerykańskich, korzystnie dla posiadaczy zlota.

Pamiętacie film IOUSA o największym zagrożeniu dla USA czyli długu publicznym? Polecam obszerny 30minutowy klip z tego filmu:

Tags: , , , ,

Jeszcze o poniższym wykresie – czy USA spłacą dług?

Posted by Mateusz Machaj on październik 30, 2008
Bez kategorii / 10 komentarzy

Mały dodatek do tego co napisałem. Wzrosty TIPS powyżej poziomu UST wskazują na to, że inwestorzy na rynku oczekują deflacji cenowej (spadku CPI). Patrząc na obecne liczby oczekują spadku CPI o jakieś pół procenta.

Ale riposta może być następująca: jeśli CPI ma spadać, to z kolei zwroty na UST (pomarańczowe) powinny zbliżyć się wyraźnie do zera. W końcu, jeśli ma spadać CPI, to musi spadać akcja kredytowa, musi się kurczyć opłacalność zobowiązań i rosnąć niepewność. To oznacza, że UST powinny być postrzegane jako bezpieczne aktywa i inwestorzy powinni panikować i je zacząć kupować i obniżyć zwroty na nie blisko zera. Także taki wzrost TIPS miałby sens, gdyby nominalne zwroty na UST poszły wyraźnie w dół. Tak się nie stało.

Widzimy pewną anomalię. Rynek przewiduje deflację cen, ale jednocześnie żąda wysokich zwrotów za obligacje amerykańskie. Zazwyczaj bywało jedno albo drugie. No właśnie, zazwyczaj. Rząd amerykański zazwyczaj spłaca swoje zobowiązania. I tu może tkwić odpowiedź na rozwiązanie zagadki. Rynek przewiduje deflację cen i dlatego TIPS rosną wyraźnie, a UST nie spadają tak bardzo, ponieważ rynek liczy się z faktem, że rząd amerykański może nie zdecydować się na spłatę swoich zobowiązań i dlatego obligacje amerykańskie nie są już przez rynek postrzegane już jako super bezpieczne.

Co to oznacza? Zakładając, że oczekiwania przedsiębiorców się sprawdzą, mamy następującą kolejność rzeczy: deflacja kredytu, mała deflacja cenowa, kiepskie zarobki na giełdach, no i argentynizacja długu amerykańskiego, czyli rezygnacja ze spłaty części zobowiązań (scenariusz realny moim zdaniem). A jeśli tak, to będzie to specyficzna deflacja – bo deflacja ze wzrostem cen złota, które zastąpi prawdopodobnie na rynku obligacje amerykańskie jako bezpieczne aktywo.

Tags: , , , ,

Rynek obligacji wariuje i widzi w powietrzu deflację cenową!

Posted by Mateusz Machaj on październik 29, 2008
Bez kategorii / 6 komentarzy

Już nawet nie kredytową, tylko deflację cenową to znaczy spadki CPI!

Tyler Cowen, Greg Mankiw i Robert Murphy rwą sobie włosy z głowy, zastanawiając się co jest grane na rynku obligacji. A oto i stopy zwrotu:

Wyjaśniam o co chodzi. Na czerwono pięcioletnie obligacje amerykańskie – stopy zwrotu spadają. Ludzie rzucają się na nie jako na bezpieczne aktywa oczekując przy tym małej inflacji. Przez to podbijają ich ceny i spada na nie stopa zwrotu.

Na niebiesko obligacje amerykańskie TIPS (Treasury Inflation-Protected Securities), które są dodatkowo indeksowane o wskaźnik CPI. Czyli jeśli na przykład zwrot na obligacje wyniósł 2%, a inflacja notowana przez rządową BLS wyniosła 3%, to Treasury mi ma zapłacić 5% zwrotu.

Jak widać od momentu pojawienia się TIPS między zwrotem na TIPS a standardowym na UST widzimy lukę. Ta luka to mniej więcej oczekiwana przez rynek wysokość oficjalnego wskaźnika CPI. Do 2008 roku wszystko wyglądało normalnie. Teraz w przeciągu ostatniego czasu rynek zwariował.

Zwroty na TIPS są nominalnie wyższe od zwrotów na UST. Zwrot na UST wynosi 2,71, a zwrot na TIPS 3,15. Co to oznacza? Że jeśli na przykład wzrost CPI wyniesie 0%, to i tak zarabiam więcej na posiadaniu obligacji TIPS (które mnie zabezpieczają na wypadek oficjalnej inflacji). Jeśli rynek oczekuje dodatniego wzrostu CPI, wtedy odzwierciedlone to zostaje w dyskoncie, które do tej pory normalnie przez ostatnie lata istniało.

Teraz to dyskonto zrobiło się ujemne. Co to oznacza? Ano oznacza, że rynek nie widzi wzrostów CPI. Przeciwnie, zdaje się widzieć spadki CPI, czyli deflację cenową. Prawo jednej ceny mówi wyraźnie, że różnica między TIPS a UST musi wynosi oczekiwany poziom wzrostów CPI. A jeśli jest to dyskonto ujemne, to wygląda na to, że rynek widzi w przyszłości deflację cen (pomijam kwestię czy ma rację).

Murphy próbował to tłumaczyć twierdząc, że rynek nie wierzy oficjalnym wskaźnikom inflacji, które będą publikowane przez rządową BLS i dlatego inwestorzy żądają większego nominalnego zwrotu na TIPS. Wszystko w porządku, ale zwrot na TIPS nominalnie nie może wzrosnąć aż ponad wzrost na UST, bo to by oznaczało, że rynek oczekuje ujemnej publikacji przez BLS. Zresztą Murphy już zmienił zdanie.

Rynek obligacji zwariował, a inwestorzy przewidują deflację cenową. Jeśli będzie deflacja cenowa, a system nie będzie się sypał, to lepiej nie mieć ani złota, ani akcji.

Wydaje mi się jednak, że to jakieś dziwne chwilowe wariactwo, które zaraz przeminie. A Bernankemu „najlepszego!”. Gratulujemy obniżki do jednego procenta.

Tags: , , , ,

Kreatywna księgowość w Fed

Posted by Mateusz Machaj on październik 13, 2008
Bez kategorii / 34 komentarze

Wiele osób wysyła sygnały, że Fed „drukuje” pieniądze. Praktycznie co parę dni słyszymy z kolei informacje, że Fed jakoś wspomógł upadający system i wtłoczył w niego ileś tam miliardów dolarów. Tymczasem owe wtłoczenia, o których czytamy, nie polegają tak naprawdę na druku. Fed nie drukuje, a przynajmniej jeszcze nie bezpośrednio. Fed posiada w swoich księgach amerykańskie obligacje, czyli US Treasuries. W zeszłym roku przed samym kryzysem sierpnia posiadał ich o wartości prawie 800 miliardów dolarów. Od momentu sierpnia Fed zaczął uruchamiać operacje, mające na celu wsparcie rynku kredytowego. Rozpoczął akcje nazywane TAF, TSLF, PDLF (teraz ostatnio dołączono do tego CPFF), które polegają na zabraniu śmieciowych papierów z ksiąg banków komercyjnych i innych instytucji (tj. aktywów związanych z upadającym rynkiem nieruchomości). Fed te śmieci wymienia na obligacje, które posiada. Bank komercyjny, czy inna instytucja, dostaje obligacje państwa, a Fed zostaje w zamian za to ze śmieciową inwestycją.
W wyniku tych operacji Fed rozdał już w tej chwili obligacji o wartości 300 miliardów dolarów. A zatem nie dokonał tak naprawdę druku, lecz pozbył się posiadanych przez siebie obligacji amerykańskiego rządu (na które wydrukował pieniądze już jakiś czas wcześniej, żeby je wpuścić w swoją księgowość). Teraz – Bernanke zapowiedział, że zamierza rozszerzyć zakres tych operacji do 900 miliardów dolarów. Od razu pojawia się pytanie – skąd weźmie na to obligacje, skoro pozbywa sie ich z taką szybkością? Obligacje Fed musiałby dostać od Treasury, a Treasury musiałby je wyemitować. Z tymże wiązałoby się to z dwoma kosztami. Emisja dodatkowych obligacji oznacza dla rządu amerykańskiego kolejne zwiększenie już i tak dużego deficytu i długu publicznego. Po drugie skupowanie przez Fed wprost papierów Treasury oznacza automatyczny inflacyjny efekt (przez kreację pieniądza). Tak więc Bernanke i Paulson wymyślili, że jakoś sobie z tym poradzą. Widać to w kolejnym raporcie Fed H.4.1, gdzie pojawia się nowa pozycja „supplementary financing account” czyli jak gdyby konto dodatkowe dla rządu amerykańskiego. Z kolei po stronie aktywów Fed nagle przyrasta pozycja „Other loans”, za którą nie wiadomo co się kryje. Obydwa rysunki z ksiąg Fedu będą pomocne:

Pasywa z nowym kontem rządu amerykańskiego:

Aktywa z nowymi pożyczkami, które skupił Fed:

Logika wskazuje na rzecz następującą: Bernanke boi się inflacji, a Paulson boi się zwiększania oficjalnie deficytu budżetowego. Ale Bernanke potrzebuje dodatkowych obligacji, żeby dawać je w prezencie bankom w zamian za nieruchomościowe śmieci. Tak więc Paulson mimo wszystko stworzył obligacje, ale te obligacje trafiają w sekcje „other loans” w księgach Fedu, a nie jako otwarcie posiadane przez Fed obligacje (nie „securities held outright” – a dokładnie ta oficjalna pozycja właśnie zmalała przez niewiele ponad rok o jakieś 300 miliardów). Z kolei Bernanke, który wydrukował na ich przejęcie pieniądze, księguje je nie na regularnym koncie rządu amerykańskiego, ale na „suplementarnym”, żeby sobie po prostu tam leżały póki co, a nie trafiały w oficjalny budżet państwa.
Pytanie, dlaczego? Ponieważ Paulsonowi nie zależy na tym, aby zwiększać deficyt zgodnie z księgami, czy żeby zwiększać wydatki budżetu i wydać te pieniądze, a Bernankemu nie zależy na tym, żeby oficjalnie zwiększać posiadany dług amerykański. Nie chcą również tych pieniędzy wydawać, żeby nie nakręcać impulsu inflacji cenowej. Zamiast tego zamrażają te pieniądze na tym „supplementary financing account” (a Bernanke dostaje kolejne obligacje, które potem daje bankom komercyjnym, żeby je czyścić ze śmieciowych papierów).
Dodam, że przed 25 września ta pozycja w ogóle nie istniała w raporcie. W tej chwili wynosi 450 miliardów dolarów. Z kolei „other loans” wynosiły 121 miliardow. Dzisiaj wynoszą 430 miliardów dolarów. Skoro Bernanke ma nagle wyraźnie więcej „loans” na swoim koncie, a Paulson ma nagle specjalne zamrożone konto na dodatkowe 450 miliardów, to z pewnością coś się tu święci. Dodam jeszcze, że od 18 września pozycja „inne aktywa” w Fed wzrosła ze 100 miliardów do 370 miliardów dolarów. Przydałby się solidny audyt i porządne prześwietlenie tego co robi Gang Paulsona i Bernankego (kudos dla Williama Barnetta II za hat tip).
Najwyraźniej księgowym Pinokio znudziło się już zaglądanie do Enronu, czy Citibanku. Teraz przyszedł czas na amerykański bank centralny.

Między innymi takie numery przekonują mnie, że być może czeka nas deflacja kredytu z wcale nie rosnącymi, lecz spadającymi obligacjami. Wtedy chyba jedyną bezpieczną przystanią (poza gotówką) byłoby złoto.

Tags: , , , , , , , , , , , ,