Hiperinflacja czy „deflacja”

Posted by Mateusz Machaj on październik 21, 2008
Bez kategorii

Jesteśmy w dość dynamicznym momencie. Doświadczamy krachu kredytowego, co wywołuje swoistą presję deflacyjną na rynku aktywów (choć nie dóbr konsumenckich). Banki centralne wciskają pełno płynności w sektor bankowy w nadziei, że banki komercyjne będą kontynuować politykę pożyczania pieniędzy. Nie robią tego i zamiast tego chowają pieniądze po rezerwach i bezpiecznych obligacjach. Więc władza dalej probuje pieniądze wtłaczać, a i tak dalej jest presja na deflację kredytu. Pytanie, gdzie jest breaking point? Kiedy uporczywe wtłaczanie płynności w końcu sprawi, że pieniądze jednak trafią na rynek? Pytanie jest zasadne, bowiem oznacza radykalnie inne podejście do portfela, który jako drobni inwestorzy możemy (jeszcze) posiadać. Jeśli będzie dalej deflacja kredytowa, lepiej na przykład nie posiadać nieruchomości. Jeśli natomiast dojdzie do przełamania, wtedy nieruchomości będą dobrym zabezpieczeniem przed wysoką kilkudziesięcioprocentową inflacją (złoto wydaje się być bezpieczną przystanią na obydwa scenariusze – przynajmniej relatywnie bardziej bezpieczną w trakcie deflacji kredytowej niż inne „dobra realne”). Przynajmniej ciężko mi sobie wyobrazić hiperinflację ze spadającymi nieruchomościami.
Między ekonomistami spod znaku „Dr. Doom” odbywa się debata, czy dojdzie do wysokiej inflacji w Stanach, czy będziemy pełzać w deflacji kredytowej jak Japonia. Sam nie zabieram stanowiska, a obserwuję bacznie sytuację. Na poziomie ogólnym skłaniam się ku wysokiej inflacji, choć na poziomie konkretnym, obserwując aktualne warunki instytucjonalne, skłaniam się jednak ku deflacji kredytowej. Tak czy siak, a propos wczorajszego newsa o tym, że Bernanke zachęca do kolejnego planu, oto i cytat:

Jeśli Kongres będzie realizował politykę fiskalną, powinien rozważyć zastosowanie środków, które zwiększą dostęp kredytu dla konsumentów, kupujących domy, biznesów i innych pożyczkobiorców

Ciekawe… czyżby Bernanke sugerował dla Kongresu i Treasury otwarcie osobnego kanału pieniężnego poza Systemem Rezerwy Federalnej? Jeśli do czegoś takiego by doszło, to może czas zacząć przypomnieć sobie akcent niemiecki? W-E-I-M-A-R.
Nie żebyśmy twierdzili, że konsumenci nie będą mieli co robić z tymi pieniędzmi. Wartość marginalna pieniądza chyba nigdy nie spadnie do zera, a konsumenci zawsze znajdą dla niego jakiś użytek:

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Twitter
  • del.icio.us
  • Google Bookmarks
  • Digg

Tags: , , ,

1 Comment to Hiperinflacja czy „deflacja”

  • Z tym „rozważaniem polityki” może chodzić po prostu o kolejną agencję poręczającą kredyty, takie Fannie Mae II. To wszystko tylko IMHO naiwna próba (potęgująca problem) odwleczenia w czasie momentu likwidacji kredytu i nie powinna być traktowana jako (hiper)inflacja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*