bankructwo

Nacjonalizacja prawie jak bankructwo

Posted by Maciej Bitner on marzec 06, 2009
Bez kategorii / 6 komentarzy

Czuję się zmuszony odpowiedzieć na polemikę Mateusza Machaja, powstałą w związku z moim wpisem, sugerującym, że rozsądnie przeprowadzona nacjonalizacja kilku większych instytucji finansowych, nie byłaby najgorszym rozwiązaniem. Jego argumenty sprowadzają się do założenia złej woli decydentów i krytyki własności państwowej, pomijając moim zdaniem istotę problemu.

Pragnę jeszcze raz zastrzec, choć wydawało mi się, że w moim tekście i autokomentarzau widać to wyraźnie, iż nie popieram nacjonalizacji w złej wierze. Jest rzeczą dla liberała oczywistą, że przejęcie na trwałe kontroli nad jedną z najważniejszych sfer życia gospodarczego przez państwo, to duży krok w stronę socjalizmu. Problemem jednak, który w tej dyskusji rozważamy, jest kwestia wyjścia z częściowego socjalizmu dokonywana, z konieczności, rękami rządu.

Są bowiem sytuacje, w których samo wycofanie się z interwencjonistycznych rozwiązań nie przyniesie, moim zdaniem, sprawiedliwego rozwiązania. Dobrą analogią dla naszego przypadku nie jest rolnictwo, lecz zadłużony system emerytalny, którego nie sposób od tak zlikwidować, pozostawiając emerytów na łasce losu.

Rozwiązanie, które zaproponowałem, jest bardziej rynkowe niż dokapitalizowywanie zagrożonych banków. Jeżeli za najmniej socjalistyczne uznać bankructwo, to nacjonalizacja jest zaraz po nim, gdyż bardzo je przypomina. Gdy bank upada, jego zobowiązania przejmuje FDIC, a aktywa są rozprzedawane innym instytucjom finansowym. Bank w stanie likwidacji działa, póki nie znajdzie się prywatny nabywca, co prędzej czy później następuje, gdyż FDIC często dopłaca do transakcji.

Co w takim razie, by się stało, gdyby wiele banków upadło? Na rachunku FDIC jest 19 miliardów dolarów, a wartość depozytów objętych gwarancją, to 4,76 biliona. Nie trzeba dodawać, że w takiej sytuacji brakującą różnicę pokryje rząd. Potrzeba zdobycia tego rzędu kwoty, w sytuacji, gdyby czołowe instytucje finansowe zbankrutowały, mogłaby być zaspokojona tylko przez FED. Wywołałoby to inflację i prawdziwe załamanie systemu finansowego.

Nacjonalizacja jest więc o tyle lepsza od bankructwa, że nie pociąga za sobą runu na depozyty i konieczności wypłat z gwarancji rządowych. W optymistycznym scenariuszu, przy szczerych intencjach władz, banki, po znacznym odchudzeniu i być może rozparcelowaniu, za parę lat zostałyby komuś sprzedane, czyli stało by się z nimi to samo, co w procedurze bankructwa. Najpoważniejszy problem, jaki tu widzę to zarządzanie bankami w okresie przejściowym. Naciski polityczne mogłyby bowiem je bardzo utrudnić, ze względu na silną presję na łagodną politykę względem kredytobiorców.

Pomoc dla prywatnych instytucji zaś tylko przedłuża niepewność i lęk przed bankructwem/nacjonalizacją. Udzielana jest na preferencyjnych warunkach, na czym korzystają akcjonariusze i zarządy banków, czyli ci, którzy są bezpośrednio winni zaistniałej sytuacji. Dawanie im pieniędzy uważam za naruszenie podstawowej zasady rynkowej współpracy, głoszącej, że każda osoba, która nie została przez nikogo wprowadzona w błąd, ponosi pełną odpowiedzialność za swoje decyzje ekonomiczne.

Tags: , ,

Prawdopodobieństwa bankructwa wybranych rządów

Posted by Mateusz Machaj on grudzień 11, 2008
Bez kategorii / No Comments

Od blogera panika2008 otrzymałem linka do CDSów (Credit Default Swaps) na długi publiczne poszczególnych państw. Link do strony jest tutaj. Pozwalam sobie w tym miejscu przekleić tabelkę z CDSami:

Powiedzmy, że kupujemy 10 tysięcy dolarów długu publicznego danego kraju. Chcemy jednak się ubezpieczyć w razie jego bankructwa, które będzie oznaczało niemożliwość spłaty obligacji. Stąd kupujemy CDS czyli ubezpieczenie na wypadek tego zdarzenia. Im wyżej postrzegane jest prawdopodobieństwo bankructwa przez rynek, tym więcej należy rzecz jasna płacić za CDSa. I tak na przykład na dziesięciotysięczny dług argentyński ubezpieczenie kosztuje aż cztery tysiące. A więc prawdopodobieństwo jest postrzegane jako bardzo wysokie, aż 40,14% szansy na to, że Argentyna zbankrutuje. Kolejna na tej samej zasadzie jest Wenezuela (21,75%). Trzecie zaszczytne miejsce zajmuje Islandia z 10% (gdyż rząd przejął na siebie zobowiązania sektora prywatnego). W przypadku Polski mamy prawdopodobieństwo 2,45%.

Najlepiej w rankingu stoją Niemcy: 0,42% szansy. Następnie Japonia 0,5%, a potem Francja 0,59%. Czwarte miejsce poza podium (pierwszy raz w historii?) zajmują Stany Zjednoczone z 0,6% szansą na bankructwo (całkiem niezły wynik jak na wzrost zobowiązań publicznych o 60% PKB w przeciągu ostatnich miesięcy).

Ciekawa może się wydać również dynamika CDSów czyli ich wzrost w przeciągu ostatniego miesiąca. Największe wzrosty zanotowała Irlandia (przyrost o 114%), Austria, Grecja, Wielka Brytania (a jakże! SuperGordon w akcji), Belgia, Islandia, Włochy, a następnie USA, którym CDS przyrósł aż o 68%.

Ciekawe rzeczy, zachęcam do odwiedzenia tej strony.

Tags: , ,

Ryzyko bankructwa USA rośnie

Posted by Mateusz Machaj on grudzień 02, 2008
Bez kategorii / 6 komentarzy

Wczoraj zamieściłem wykres odrobinę nieaktualny, gdzie CDS na amerykańskie obligacje przekroczył 40 punktów. Tymczasem jak podaje reuters CDS na amerykańskie obligacje wzrósł do 68 punktów bazowych.

Stąd minęły już czasy, gdy dług amerykański był postrzegany jako bezpieczny i ubezpieczenia na niego miały śmieszną wielkość 0,01%. Niebezpieczeństwo defaultu się cały czas zwiększa (mimo że zwroty na obligacje cały czas spadają, więc teoretycznie są postrzegane jako bezpieczne, a może raczej bezpieczniejsze od innego śmiecia denominowanego w dolarach).

Tags: , , ,

Kiedy USA zbankrutują?

Posted by Mateusz Machaj on grudzień 01, 2008
Bez kategorii / 11 komentarzy

Kolejne dni przynoszą kolejne wieści. Mamy na razie czas deflacji kredytu, także spowolnienia przyrostów CPI, więc tradycyjnie zwroty na obligacje amerykańskie spadają radykalnie, zbliżając się w stronę zera. Komentatorzy zatem dochodzą do wniosku, że obligacje amerykańskie są bezpieczną inwestycją (czasem nawet mogą być bezpieczniejsze niż pieniądz trzymany w banku). Nie jest to jednak do końca ścisła informacja – US Treasuries są relatywnie bezpieczną inwestycją, to znaczy inwestycją dużo bezpieczniejszą niż inne aktywa zdenominowane w dolarach. Nie oznacza to jednak, że amerykańskie obligacje w ogóle są bezpieczne. Parę dni temu mówiliśmy o 7,7 biliona na ratowanie bankrutów. Plan już zdołał się powiększyć do 8,3 biliona. To już prawie 60% PKB, które w postaci publicznych pieniędzy rząd amerykański zdecydował się wydać w przeciągu roku czasu.
Dlaczego JP Morgan, który wydał negatywny raport Polsce, nie wyda negatywnego raportu o USA, które tak radykalnie zwiększa dług?
Gdzie jest Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który w przypadku biedniejszego kraju zalecałby programy naprawcze i redukcję deficytu?

Safegate skomponował na podstawie Bloomberga ładną tabelkę. Przeklejamy:

Te pogramy pomocowe opiewają na szaloną wręcz wielkość. Inwestowanie w „bezpieczne” obligacje amerykańskie, które tę wielkość gwarantują, może się wobec tego okazać ryzykownym przedsięwzięciem. A rynek komentuje, że odzwierciedla to CDS na amerykańskie obligacje, pokazujący prawdopodobieństwo bankructwa rządu amerykańskiego, to jest niemożliwości spłaty swoich zobowiązań. Ostrożny Miś (Prudent Bear) zamieścił miesiąc temu taki oto rysunek:

Ryzyko bankructwa co prawda dalej jest postrzegane jako niskie, ale wzrosło wyraźnie. Niektórzy dostrzegają wobec tego nadciągające niebezpieczeństwo.

PS A przy okazji ciekawy tekst, gdyby Fed był komercyjnym bankiem, to ogłosiłby bankructwo.

Tags: , , , , ,

Babcia monetaryzmu przemówiła

Posted by Mateusz Machaj on październik 18, 2008
Bez kategorii / 1 Comment

Używam terminu „babcia” w jak najbardziej pozytywnym (a nie pejoratywnym) tego słowa znaczeniu. Tak jak Tina Turner to „babcia” rock and rolla, tak samo Anna Schwartz to babcia monetaryzmu, współpracownica Miltona Friedmana. Napisała razem z nim monetarną historię, za którą między innymi Milton dostał „Nobla”. Ale do rzeczy. Można zajrzeć do ciekawego wywiadu z Anną Schwartz. Ma bowiem do powiedzenia kilka ciekawych rzeczy (pomijając standardowe błędy monetarystyczne). Szczególnie w sytuacji, w której większość ekonomistów na ślepo popiera plany Gangu Paulsona. Oto kilka cytatów z wywiadu:
„Fed zachowuje się tak jakby problemem był brak płynności. To nie jest podstawowy problem. Podstawowym problemem na rynku jest to, czy księgi instytucji finansowych są godne zaufania”.
Pani Schwartz zaznacza również, że sytuacja jest zupełnie inna niż w trakcie Wielkiej Depresji, a teraz kwestia leży w dziwnych instrumentach finansowych, które nie wiadomo jak wycenić (krótko o tych instrumentach mówiliśmy w Anatomii Kryzysu). Chociaż popiera jakąś formę interwencji, to zdaje się oponować wobec pomysłu, który teraz wszyscy (wraz z tegorocznym „noblistą” Krugmanem) pokochali o tym, aby „dokapitalizować” banki. „Nie należy dokapitalizować instytucji, które powinny zostać zamknięte„, odpowiada ostro Anna Schwartz.

„Bardzo łatwo będąc uczestnikiem rynku twierdzić, że nie powinno się zamykać swojej firmy w złym czasie, ponieważ każdy inny kto jej pożyczał zostałby skrzywdzony. Cóż, jeśli pożyczali tej firmie i wiedzieli, że jej sytuacja jest dość chwiejna, to ich odpowiedzialność. I jeśli nie będą mogli doczekać spłaty pożyczek, to sami na siebie ten los sprowadzili. Rząd nie musi ich ratować, tak jak nie ratował akcjonariuszy i pracowników Bear Sternsa. Czemu ma się obawiać o kredytodawców? Kredytodawcy nie są bardziej warci ratowania niż zwykli ludzie, którzy nie są winni temu co się dzieje”.
Take that, Keynesians!

Tags: , , , , ,