Joseph Stiglitz, wybitny współczesny ekonomista, laureat Nagrody Nobla, niedawno w Critical Review, które było poświęcone kryzysowi 2007/8 roku, stwierdził w tekście o tym „Kto zabił amerykańską gospodarkę”, że problemem współczesnego systemu są złe regulacje. A konkretnie możliwość finansowania kampanii politycznych przez firmy, które mają interes w korumpowaniu instytucji. Szczególnie tych regulujących działalność rynku finansowego. Ale po co korumpować urzędników, skoro można zamawiać analizy u Noblistów broniące systemu, budowanego na solidnej matematyce i rzekomo dobrej wycenie ryzyka, który w praktyce okazuje się domkiem z kart?
Dzięki Pierre’owi Lemieux dowiedzieliśmy się o tekście Stiglitza, pisanym w 2002 na zamówienie giganta Fannie Mae, który pokazywał zleconą Stiglitzowi analizę ryzyka związanego z działaniem Fannie Mae. A z tego właśnie tekstu szczególnie przypadły nam do gustu następujące cytaty:
Te rezultaty odnośnie standardu risk-based capital standard są uderzające: Sugerują, że na bazie historycznych danych ryzyko dla rządu z ewentualnego braku spłaty zobowiązań przez GSE [Government Sponsored Entreprise] jest praktycznie zerowe. Przy tych uderzających wnioskach warto zauważyć trzy potencjalne braki w tym standardzie. Żaden z tych potencjalnych braków nie wygląda na wystarczająco znaczący, aby podważyć podstawową konkluzję, że risk-based capital standard dostarcza znaczącą ochronę przed niewypłacalnością.
(…)
Warto zaznaczyć jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze, analiza ryzyka związanego z Fannie i Freddy musi uwzględniać alternatywy. Przy braku Fannie i Freddie, ryzyko hipoteczne pozostawałoby w księgach banków i innych instytucji, które korzystałyby z percepcji, że są ZDuBU [Zbyt Duże by Upaść]. Fannie Mae i Freddie Mac są wśród największych finansowych instytucji w kraju. Nawet przy braku czarteru GSE prawdopodobnie korzystałyby ze swojego rozmiaru, ponieważ rząd interweniował w celu ratowania takich instytucji w przeszłości.
Po drugie i mówiąc ogólniej, Fannie i Freddie wymagałyby pomocy rządowej tylko w przypadku znaczącego spadku na rynku nieruchomości. Tak znaczący spadek z kolei pojawiłby się tylko w przypadku ogromnego wstrząsu gospodarczego. Niezależnie od struktury rynku hipotecznego rząd niemal na pewno zostałby zmuszony, aby interweniować na wielu rynkach – także nieruchomości – w takim scenariuszu. Przy aspiracjach społecznych do posiadania mieszkań i różnych metodach rządowego subsydiowania takiego posiadania rząd jest pośrednio wystawiony na ryzyko upadku rynku nieruchomości niezależnie od istnienia GSE.
A zatem, jakich rzeczy mogliśmy się dowiedzieć od Josepha Stiglitza w 2002?:
1. Fannie i Freddy są w zasadzie bardzo bezpiecznymi instytucjami. Szansa na ich bankructwo waha się miedzy 1 do 500 tysięcy a 1 do 3 milionów.
2. Rząd musi angażować się w interwencje na rynkach, ponieważ istnieje doktryna ZDuBU i społeczna percepcja, że niektóre instytucje są „zbyt duże by upaść”. A taka percepcja istnieje, ponieważ rząd interweniował w przeszłości. A interweniował, ponieważ istnieje taka percepcja. Natomiast percepcja istnieje, ponieważ w przeszłości interweniowano i tego się oczekuje…
May I finish? May I finish? Ok, I finished.
No cóż, z pierwszym się nie zgadzamy, bo dzisiaj nikt już się z tym nie zgodzi. Zresztą jednocześnie pokazuje to zgodnie z pracami Nassima Taleba jeden wielki fałsz współczesnych szacunków ryzyka, które są przedstawiane w bankach i poważnie traktowane przez instytucje regulacyjne, korzystające obficie z mainstreamowej ekonomii. A teza druga to klasyczny przykład błędnego koła interwencji państwowej. Koła napędowego błędnych inwestycji i powtarzających się kryzysów, dodajmy.
I kto zabił amerykańską gospodarkę?
– Ta Fannie to nawet bardzo porządna instytucja.
– Trudno, co robić.
—
UPDATE: Stiglitz nic się nie zmienił, czytamy tutaj i tutaj.