Ponad rok temu narzekaliśmy (cz. I, cz. II), że kolejne interwencje banków centralnych coraz bardziej podmywają rynkowe mechanizmy wyceny papierów wartościowych, którymi handluje się na rynkach finansowych. W skrócie – zamiast pożyczać bankom komercyjnym, które mogą przedstawić dobre zabezpieczenie, w kryzysowych sytuacjach, banki centralne stały się ważnym elementem rynków finansowych, wpływając systematycznie na wycenę coraz to większej liczby aktywów. Okazuje się, że w wielu państwach centralni planiści bankowości chcą pójść krok dalej i zaczęli lub chcą zacząć skup akcji przedsiębiorstw.
Jak donosi niedawny raport Royal Bank of Scotland, duża część banków centralnych nie widzi niczego złego w kupowaniu udziałów w przedsiębiorstwach. Szwajcarski i czeski bank centralny kupiły już tyle akcji, że stanowią one 10% ich rezerw. Akcje posiadają także Bank Japonii czy Bank Izraela. Chociaż banki te kupują raczej akcje przedsiębiorstw z innych państw, to nie można nazwać tego inaczej niż częściową nacjonalizacją wybranych przedsiębiorstw. Miejmy nadzieję, że te socjalistyczne zapędy to chwilowa moda, która przeminie razem z kryzysem. Może to jednak być o tyle utrudnione, że systematyczne manipulowanie rynkowej wyceny aktywów przez władze monetarne przeszkadza w wychodzeniu z gospodarczych trudności.
Kurczenie się bilansu EBC w ostatnich miesiącach nieco rozmyło moje obawy o realność zaistnienia gospodarki sterowanej centralnie przez zarządzających walutami, przez co przychylałem się do poglądu, że gigantyczne interwencje to tylko kryzysowa anomalia. Skłonność banków centralnych do kupowania akcji przekonała mnie jednak do tymczasowego poparcia tezy wyrażonej w poniższym filmiku.