Monthly Archives: styczeń 2012

Pan Tobin i populiści

Posted by Stanisław Kwiatkowski on styczeń 31, 2012
Stanisław Kwiatkowski / 3 komentarze

Fitch obniżył w piątek ratingi 5 krajom:

  • Belgia spadła z AA+ do AA
  • Cypr z BBB na BBB-
  • Włochy z A+ na A- (dwa oczka, a zgodnie z uzasadnieniem – tylko dwa dzięki reformom Mario Montiego i operacjom EBC)
  • Słowenia z AA- na A
  • Hiszpania z AA- na A

i na dodatek:

  • Irlandia utrzymała BBB+, dalsze perspektywy oznaczono jako negatywne

Warto zauważyć, że wśród tych państw nie widać Francji.  Być może ma to coś wspólnego z faktem, że Fitch jest spółką francuską. Ale tylko być może.

Wiadomości te nie uspokoiły prezydenta Sarkozy’ego, który ogłosił, że zamierza wprowadzić podatek od transakcji finansowych, który posłuży powstrzymaniu złych spekulantów i podreperuje jednocześnie budżet. (Być może nie należy się temu tak bardzo dziwić, Niemcy mają ostatnio chrapkę na suwerenność Greków, a Francuzi nie mają chyba najlepszych wspomnień w kwestii swojej suwerenności i niemieckich apetytów.)

Sarkozy stwierdził, że Francja wprowadzi podatek w wysokości 0,1%, co ma stanowić przykład dla reszty Europy. Natychmiast podniósł się (słuszny) lament, że spowoduje to odpływ kapitału z Francji, analitycy Ernst&Young wyliczyli, że bilans netto może okazać się ujemny (37 miliardów przychodu zostanie przeważone przez spadek aktywności gospodarczej i spadek przychodów z innych podatków, na czym Francja straci netto 2 miliardy), zaś premier Cameron stwierdził, że jego wprowadzenie w skali Europy oznaczałoby nowe pół miliona bezrobotnych.

Na temat podatku Tobina – bo tak nazywa się tego typu rozwiązania – pisał w 2008 roku Mateusz Machaj i w 2009 roku Maciej Bitner, nie będę się więc rozwodzić nad katastrofalnymi jego skutkami – odsyłam do tamtych tekstów.

Co jednak warte odnotowania, to kwestia wielkości tego podatku. Od razu moje wątpliwości wzbudziła okrągła liczba – 0,1%. Przypomniał mi się wpis Paula Wilmotta, wiodącego autora podręczników do modelowania finansowego, który wskazywał w listopadzie, że jeżeli faktycznie chce się penalizować spekulację w jej – według Wilmotta – bezproduktywnym aspekcie, a nie zniszczyć pożytecznych jej funkcji, taki podatek nie może, przy wymienionych we wpisie założeniach o zmienności i marżach, przekroczyć 0,008%.

Sprawa rzekomej bezproduktywności, czy nawet niebezpieczeństw, wiążących się z pewnymi rodzajami spekulacji (dla Wilmotta to High Frequency Trading, zautomatyzowany obrót w wykonaniu komputerów) jest zbyt złożona, żeby ją tu omawiać. Jednak przynajmniej liczba Wilmotta z czegoś wynika. I jest dużo, dużo niższa od wielkości Sarkozy’ego. W tym świetle powrót podatku Tobina wygląda na populistyczny chwyt przy okazji zbliżających się w kwietniu wyborów prezydenckich we Francji.

PS. Wilmott to ogólnie ciekawy człowiek, praktyk i teoretyk, który jeszcze przed kryzysem ostrzegał przed zawodnością modeli statystycznych i pychą społeczności quantów, twórców matematycznych modeli finansowych. Pomimo olbrzymiego wpływu i szacunku, nie jest do końca lubiany przez finansowy establishment. Jest współautorem manifestu, w którym przestrzega przed nadmierną wiarą w modele i nakazuje quantom składać finansowy odpowiednik przysięgi Hipokratesa. Obecnie współpracuje z przyjaznym Hayekowskiej wizji świata Nassimem Talebem, który niedawno poparł austro-libertariańskiego kandydata na prezydenta Rona Paula, słowami „to jedyny człowiek, któremu ufam”.

PS2. A sam Tobin nie jest zawsze taki zły. W końcu jest jednym z niewielu ludzi, których stać było na publiczne rozważanie zalet systemu stuprocentowej rezerwy. Co by o niej nie sądzić, wymaga to intelektualnej odwagi.

Tags: , , , , , , ,

Sprzątanie publiczne i prywatne

Posted by Mateusz Benedyk on styczeń 30, 2012
Mateusz Benedyk / No Comments

Weekend upłynął pod znakiem słownych przepychanek pomiędzy politykami niemieckimi i greckimi (kolejne odsłony konfliktu do znalezienia tu: 1, 2, 3, 4). Niemcy chcą, by budżet Grecji był ustalany raczej w jakimś mieście, którego nazwa zaczyna się od literki B (Bruksela lub Berlin). Przywiązani do literki A Grecy nie chcą się na to zgodzić i zapewniają, że są w stanie sami sobie pisać budżety, które w dodatku będą kiedyś w przyszłości zrównoważone. Można by powiedzieć, że zamiast sprzątać bałagan w greckich finansach, europejskie rządy kłócą się obecnie, kto potrafi ładniej szorować podłogi.

Ta sytuacja nie dziwi, jeśli pamiętamy, że rządy to takie specyficzne twory, które działają poza rachunkiem zysków i strat. Twórcy niedawnego testu wiedzy ekonomicznej słusznie przypomnieli nam, jak bardzo różnią się zasady działania podmiotów w sektorze publicznym i prywatnym. Zwykła prywatna firma, która jest zagrożona bankructwem (jeśli prezesi nie mają akurat kolegów w rządzie), musi wdrażać radykalne programy restrukturyzacji, chcąc zachować wartość choć części majątku. Radykalne działania naprawcze w sektorze prywatnym były w ostatnich tygodniach tematem dość burzliwych debat w Partii Republikańskiej w USA. Mitt Romney, jeden z faworytów wyścigu do zmierzenia się w powszechnych wyborach z prezydentem Barackiem Obamą, działał niegdyś aktywnie w Bain Capital, firmie private equity, specjalizującej się w przejęciach spółek stojących na skraju bankructwa. Zdaniem niektórych jego rywali ratowanie majątku takich firm, jeśli wiąże się ze zwolnieniami, jest godne potępienia. Romney próbował tłumaczyć rywalom podstawy ekonomii pracy, choć zapewne wystarczyłoby puścić im poniższy klip.


 

Pewne ślady działań naprawczych widać nawet wśród instytucji finansowych. Choć banki centralne skutecznie hamują większość takich działań (gdy stwarzają kolejne pokusy nadużycia swoimi operacjami), to wydaje się, że banki zaczęły martwić się nieco tym, co maja zapisane po stronie aktywów swojego bilansu. Według najnowszych danych Banku Rozrachunków Międzynarodowych instytucje finansowe w trzecim kwartale 2011 r. zmniejszały swoje zaangażowanie na ryzykownych rynkach (Włochy, Hiszpania, Polska, Węgry, Turcja, Korea Płd.). Jak podaje „Parkiet” inwestorzy zmniejszyli także swoją ekspozycję na greckie aktywa (obecnie jest to ok. 116 mld USD wobec ponad 200 mld USD w roku 2008). Z kolei dane EBC za grudzień pokazały największy w historii miesięczny spadek pożyczek dla podmiotów spoza sektora finansowego. Zmniejszanie dźwigni i wyzbywanie się ryzykownych aktywów wydają się rozsądnymi działaniami. Szkoda tylko, że banki centralne robią kroki w dokładnie przeciwną stronę.

Większość rządów nie wykazuje nawet tak nieśmiałych przejawów rozsądku, jak instytucje finansowe. Znakomicie przedstawili to Amerykanie, komentując ostatnie podniesienie limitu zadłużenia. Enjoy.

Tags: , , , ,

Japonia świętuje biliard jenów długu

Posted by Jan Lewiński on styczeń 26, 2012
Jan Lewiński / 2 komentarze

Na rynku pojawiają się informacje coraz to ciekawsze – zgodnie z przekleństwem „obyś żył w ciekawych czasach” – na czele z jak zwykle wieszczącym wielki krach IMF. W swoim ostatnim raporcie organizacja dowodzona przez generał Christine Lagarde w najgorszym scenariuszu tnie swoje i tak pesymistyczne prognozy dla świata (z raportu World Economic Outlook) o ok. 2%, a dla Europy o 4% względem scenariusza bazowego WEO.

Negatywny scenariusz IMF

Raport koryguje przewidywany globalny wzrost PKB z  4,0% do 3,3% w 2012 roku, a w 2013 z 4,5% do 3,9%.

Wzrost PKB w USA w 2012 wynieść ma 1,8%, a w 2013 2,2%.

W strefie euro raport przewiduje natomiast stratę, tj. -0,5% wzrostu PKB w 2012 i wzrost o 0,8% w 2013 roku.

Wielka Brytania urosnąć ma o 0,6% w 2012 zamiast wcześniej przewidywanego poziomu 1,6%. Redukcji uległa też prognoza dla Chin – z 9% do 8,2% wzrostu w 2012 roku.

Cały raport tutaj:

Międzynarodowy Fundusz Walutowy specjalizuje się w ostatnich miesiącach w straszeniu katastrofami i zalecaniu dokapitalizowania systemu bankowego. Służyć to ma głównie wywarciu presji na kraje nieskore do dorzucenia się do bailoutu banków Grecji i na pamiętający doświadczenie republiki weimarskiej Bundesbank, o kanclerz Merkel nie zapominając (nota bene nieustraszona wódz Niemiec stoi na przegranej pozycji). Ale choć IMF ma swoje określone cele polityczne (na czele z powiększeniem swoich zasobów pożyczkowych o bilion dolarów) i historię nietrafionych prognoz, to sytuacja i tak nie wygląda różowo.

Oto od dziś obchodzić możemy trzy nowe święta (bardzo nieświęte święta):

Pierwsze, czyli ogłoszenie przez japońskiego ministra finansów, że pod koniec roku fiskalnego w marcu 2013 Japonia przekroczy kolejny próg zadłużeniowego szaleństwa tego kraju. Tym razem dług kraju kwitnącej wiśni przekroczy biliard jenów, a dokładniej:

1 086 000 000 000 000 ¥.

Po przeliczeniu na dolary otrzymujemy dług niewiele mniejszy od amerykańskiego, czyli 14 bilionów dolarów. Przy PKB Japonii w wysokości 481 bilionów jenów relacja długu do PKB wyniesie 225%. Przy okazji wspomnijmy o tym, że Japonia pierwszy raz od 1980r. ma deficyt handlowy (zaznaczam, że choć różnie można oceniać bilans handlu jako wskaźnik zdrowia gospodarczego, to akurat jest to informacja raczej negatywna dla Japonii – przyczyną deficytu jest bowiem konieczność importu energii ze względu na problemy wywołane wypadkiem w Fukushimie).

Drugie święto to niepowodzenie głosowania nad odrzuceniem podniesienia przez Obamę progu zadłużenia USA do 16,4 biliona USD. Choć wcześniej – z pomocą startującego o republikańską nominację Rona Paula – kongresowi udało się odrzucić wniosek (a raczej dekret) Obamy podnoszący próg o dodatkowe 1,2 biliona, to miało to jedynie charakter symboliczny – liczyło się tylko głosowanie w Senacie.

Trzecie wydarzenie to przekroczenie przez Wielką Brytanię progu zadłużenia w wysokości biliona funtów, tj.

1 003 900 000 000 £.

Przy okazji warto dorzucić kilka pocieszających informacji. Przede wszystkim PKB w czwartym kwartale spadło w tym kraju o 0,1%. Jeśli spełnią się prognozy Ernst&Young, to spadek nastąpi też w bieżącym kwartale, czyli technicznie rzecz biorąc trzeba będzie w Zjednoczonym Królestwie ogłosić recesję.  To jednak żaden problem – Szef Bank of England Mervyn King stwierdził, że do systemu można przecież dorzucić kolejny pakiet luzowania ilościowego (quantitative easing).

Tags: , , , , , , , , ,

Zdarzenie kredytowe a zderzenie kredytowe

Posted by Mateusz Machaj on styczeń 25, 2012
Mateusz Machaj / 5 komentarzy

Obecnie trwają dosyć mocne przepychanki między Grecją a jej rozmaitymi wierzycielami. Do 20 marca 2012 roku musi coś się wydarzyć. Wtedy Grecja ogłosi, iż nie jest w stanie spłacić swoich zobowiązań nawet przy ustalonej redukcji długu o 50%. A to oznacza „niekontrolowane bankructwo”, a więc poważną zamieć na rynkach finansowych. Dlatego czynione są obecnie starania, aby jednak dojść do pewnych ustaleń przed 20 marca.
Jedną z najważniejszych obecnie kwestii jest dyskusja o tym, czy redukcja długu greckiego o 50% (lub więcej) będzie oznaczała wystąpienie „zdarzenia kredytowego”. Otóż zdarzenie kredytowe to jest taka sytuacja, która pozwoli na „uruchomienie CDSów” (Credit Default Swaps), czyli po prostu ubezpieczeń na dług. Inwestujący w dług grecki zakupili sobie takie CDS między innymi od znanych i lubianych bankowych bohaterów Kryzys Bloga, a więc od Goldman Sachsa i JP Morgana. GS i JPM emitowały grecki CDS, to znaczy pobierały opłatę za wydanie obietnicy o tym, że w razie bankructwa Grecji wypłacą odszkodowanie. A dokładniej w razie wystąpienia „zdarzenia kredytowego”.
I tutaj zaczynają się schody, czym owo „zdarzenie kredytowe” jest. W świecie finansów już doszło do poważnego pęknięcia, ponieważ zdaniem agencji ratingowych zadeklarowana i ustalona redukcja długu o 50% stanowi zdarzenie kredytowe. Natomiast ISDA (International Swaps and Derivatives Association), czyli stowarzyszenie zajmujące się instrumentami pochodnymi, twierdzi, iż taka redukcja długu jest „dobrowolna”, a więc nie konstytuuje „zdarzenia kredytowego”. W świetle takiej interpretacji Goldman i Morgan nie będą musiały wypłacać odszkodowań. Choć nie zapominajmy, że ISDA nie jest ciałem sądowym (sprawa CDSów pewnie skończy się w sądzie), a jeśli ktoś chce wiedzieć, kto podejmuje tam decyzje, to zapraszam do linka. Trudno ich zatem posądzać o bezstronność.
Na pewno zdarzeniem kredytowym będzie „niekontrolowane bankructwo” – nie ma zatem co się dziwić, iż trwają dosyć mocne przepychanki, w które zaangażowanych jest więcej stron niż tylko grecki rząd i francuskie banki (dodajmy jednak ze szczerością i zawodem, że tak naprawdę w ogóle nie wiadomo, jak duża jest ekspozycja wiążącą się z tymi CDSami; nie mamy i nie jesteśmy w stanie uzyskać jednoznacznych danych). W całą sprawę umoczony jest amerykański sektor finansowy, MFW, ale także Europejski Bank Centralny, który z kolei domaga się specjalnego traktowania.
Dowodem na przepychankę niech będzie spór między prezesem MFW, Lagarde, a EBC, które w tym wypadku jest ciągle przedłużeniem Bundesbanku. Odpisującym skrytożercom greckiego długu mówimy NEIN! Raport Bloomberga o tym, że EBC protestuje przeciwko odpisom na obligacjach greckich. W końcu nie po to je kupował, aby teraz na nich stracić.
Straty na greckim długu są nie do uniknięcia i EBC za to zapłaci. A jak zapłaci za to EBC, to część straty spadnie na barki Bundesbanku. A to oznacza również zmniejszone wpływy do budżetu niemieckiego. Angela Merkel już się wścieka (trochę więcej o rozdysponowywaniu strat i zysków wewnątrz kartelu EBC pisaliśmy tutaj).
EBC chciałby uzyskać status specjalnego kredytodawcy i nie zostać objęty „restrukturyzacją” długu greckiego. To się nie uda. Tak więc i niemiecki rząd swoje zapłaci za grecką bańkę. Ciekawe, czy to samo czeka Goldmana i Morgana.

Ileż tu stron sporu, a Grecja taka malutka.

Tags: , , , , , , , , ,

Oszczędzaj Tomku w swoim domku, my musimy się zadłużać

Posted by Stanisław Kwiatkowski on styczeń 24, 2012
Stanisław Kwiatkowski / 7 komentarzy

44% redakcji Kryzys Bloga zdecydowało się wybrać na wycieczkę na Wielki Test Wiedzy Ekonomicznej. Niestety refleks już nie ten, nie wygraliśmy. (Więc jakby ktoś chciał nam poprawić humor i wesprzeć finansowo Kryzys Blog, może to zrobić tutaj)

Dowiedzieliśmy się jednak dwóch ciekawych rzeczy:

W przerwach pomiędzy blokami pytań (pytania zadawano w seriach po sześć), prezentowano animacje edukacyjne, piosenki, występy kabaretowe. Z jednego z klipów mogliśmy się dowiedzieć, że budżet państwa nie różni się bardzo od budżetu rodziny. Bardzo nas to stwierdzenie ucieszyło – w końcu cały czas twierdzimy, że nie można się zadłużać w nieskończoność i trzeba rozsądnie gospodarować swoimi przychodami. Już Adam Smith stwierdził, że „to, co jest roztropnością w prywatnym życiu każdej rodziny, nie może być chyba szaleństwem w życiu wielkiego królestwa.”

I faktycznie, jedno z pierwszych pytań brzmiało mniej więcej (piszę z pamięci): „Jeżeli rodzina wydaje regularnie więcej, niż zarabia, powinna ona:”

Z zadowoleniem wybraliśmy odpowiedź: „zmniejszyć wydatki, zwiększyć przychody”.

Wkrótce pojawiło się kolejne pytanie: „Jeżeli państwo wydaje więcej niż zarabia, to:”

Zanim wyświetliły się odpowiedzi poczułem satysfakcję. Wreszcie nauki zdrowej ekonomii przebijają się do mainstreamu. Setki tysięcy ludzi przed telewizorami usłyszą w najlepszym czasie antenowym, że państwo musi zmniejszyć wydatki (będzie tam zapewne też coś o zwiększeniu przychodów, ale nie można mieć wszystkiego).

Jakieś było moje rozczarowanie, gdy wśród odpowiedzi nie znalazła się żadna zbliżona odpowiedź.

W pierwszej chwili złośliwie chciałem wybrać zaproponowaną odpowiedź „Należy poprosić o wsparcie EBC”. W końcu sama emisja obligacji nie wystarczy – jak wiedzą czytelnicy naszego bloga nikt ich może nie chcieć kupić i pomoc banku centralnego się przydaje. Jednak żeby nie odmrażać sobie uszu na złość mamie, wybrałem odpowiedź: „zwiększyć dług publiczny”. Niestety, była to „właściwa” odpowiedź, a to, co jest rozsądne w życiu rodziny, w oczach twórców quizu dla królestwa okazało się niewyobrażalne…

Drugim ciekawym momentem było też pytanie zadane gościom w studio: Czy ktoś tu miał kredyt we frankach? Uniosło się kilka rąk, na co Piotr Kraśko skomentował, że rozkład jest podobny do rozkładu w całym społeczeństwie (w co jakoś nie chce nam się wierzyć, nie było widać ile rąk było w górze, ale raczej celebryci, jako grupa majętna, nie powinni stanowić najbardziej reprezentatywnej próbki).

Na pytanie o kredyty we Franku Marek Belka zagrzmiał: Nie przewalutowywać!

Co oznacza, że głęboko wierzy w siłę złotówki i nie ma specjalnych perspektyw na obniżki stóp procentowych. Uf.

Niestety oznacza to równocześnie, że koszty obsługi długu publicznego – który, jak się nauczyliśmy, trzeba zaciągać – będą wyższe i nie ma co liczyć na inflacyjne kurczenie się realnej wielkości zadłużenia.

Dopiero teraz wszystko stało się jasne. My, obywatele, musimy redukować zadłużenie i oszczędzać, żeby dostarczać na rynek podaż oszczędności! Dzięki temu rząd może spokojnie się zadłużać, a NBP jednocześnie „walczyć” z inflacją. Czego to się człowiek z telewizji nie nauczy…

PS. Powyższy wpis nie wynika z goryczy z braku wygranej. Poważnie.

Tags: , , ,