Włochy

EBC traci klientów

Posted by Mateusz Benedyk on styczeń 27, 2013
Mateusz Benedyk / 2 komentarze

Wspominałem niedawno, że mniej więcej od połowy 2012 r. EBC jest wyjątkowo mało aktywny, co widać choćby po stopniowo kurczącym się bilansie tej instytucji. Nie dość, że sam frankfurcki bank nie kupuje nowych papierów wartościowych, wtłaczając do systemu nowe rezerwy, to jednocześnie europejskie banki coraz rzadziej chcą korzystać z usług EBC. Jak widać na poniższym wykresie, banki od dobrych kilku miesięcy zmniejszają swoje zadłużenie w instytucji kierowanej przez Mario Draghiego. Ponadto EBC ogłosił ostatnio, że 278 banków chce przedterminowo spłacić 30 stycznia swoje zadłużenie w ramach trzyletnich LTRO, mimo że do wygaśnięcia tych pożyczek brakuje jeszcze dwóch lat. Poskutkuje to dalszym spadkiem poziomu pożyczek EBC o ponad 137 mld euro (tym samym bilans EBC skurczy się o prawie 5%, a poziom pożyczek dla europejskich banków stopnieje o ponad 10%).

Z podobną sytuacją mieliśmy już do czynienia w drugiej połowie 2010 i na początku 2011 r. Wtedy banki zmniejszyły swoje zobowiązania względem EBC do przedkryzysowych poziomów, a ówczesne władze monetarne postanowiły nawet podnieść stopy procentowe. Ów powrót do normalności okazał się jednak krótkotrwały i Mario Draghi zaczął swoje rządy w EBC od obniżek stóp procentowych i zaoferowania bankom nowych, bardzo długich pożyczek, które instytucje te mogły wykorzystać na zakup hiszpańskich i włoskich obligacji, których rentowność dość mocno wówczas wzrosła. Czy zatem obecny trend w stronę normalności okaże się trwały?

Tutaj trzeba chyba zwrócić uwagę na to, że trudno obecnie mówić o kondycji całego europejskiego sektora bankowego. Trafniejsze byłoby chyba mówienie o „systemie bankowym dwóch prędkości”. Z jednej strony mamy bowiem stabilizujące się systemy bankowe takich krajów jak Niemcy, Holandia czy Luksemburg (mających np. duże nadwyżki w systemie TARGET 2). Banki z tych państw są w na tyle dobrej kondycji, że mogą sobie pozwolić na działanie bez znacznego finansowania z EBC. Z drugiej strony, systemy bankowe Włoch czy Hiszpanii ciągle borykają się z nowymi trudnościami. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że po raz kolejny wzrosła suma niespłacanych kredytów w Hiszpanii. We Włoszech podobny wskaźnik także wzrósł znacznie, bo aż o 16,7% w ciągu roku. Dlatego też nie powinniśmy się raczej spodziewać, żeby banki z tych państw chciały spłacać przedterminowo pożyczki od EBC.

Stawia to władze EBC w niezbyt komfortowej sytuacji. Możliwy bowiem jest następujący scenariusz. Banki będące w dobrej kondycji mogą rozpocząć zwiększanie akcji kredytowej, co poskutkuje wzrostem podaży pieniądza i wywoła presję na wzrost cen. Jednocześnie EBC nie będzie mógł podnieść wyraźnie stóp procentowych, żeby nie podnosić kosztów finansowania dla peryferyjnych banków. Nie będzie mógł także zmniejszyć znacznie sumy rezerw w systemie bankowym, dopóki hiszpańskie i włoskie banki nie spłacą trzyletnich LTRO (zapewne dopiero na przełomie 2014 i 2015 r.). Tym samym frankfurcka instytucja będzie miała mocno związane ręce, jeśli chodzi o skuteczne przeciwdziałanie inflacji.

Oczywiście, taki rozwój wypadków nie jest bynajmniej nieuchronny. Rozmiary ewentualnej ekspansji kredytowej w Niemczech i innych państwach mogą być na tyle niewielkie, że nie zagrożą celowi inflacyjnemu EBC. Nie da się jednak ukryć, że europejskiemu systemowi bankowemu do normalności i stabilności ciągle daleko, a zmniejszanie sumy pożyczek zaciąganych przez banki w EBC to objaw zdrowienia tylko części instytucji. Trwające już prawie 5 lat kolejne próby łagodzenia kryzysu w europejskim sektorze finansowym ciągle nie przynoszą bowiem oczekiwanych skutków. Nikt jednak nie chce zaprzestać tej bezsensownej reanimacji. Dlatego też EBC jeszcze długo nie będzie narzekał na brak klientów.

Tags: , , , , , ,

To jeszcze nie koniec kłopotów

Posted by Jan Lewiński on kwiecień 26, 2012
Jan Lewiński / 1 Comment

Wyjątkowo ciepła zima sprawiła, że światowa koniunktura gospodarcza mogła wzrosnąć nieco ponad oczekiwania największych niedźwiedzi (inni zauważają, że ostatnio oczekiwania systematycznie rozmijają się z rzeczywistością na niekorzyść rzeczywistości). To także dzięki temu politycy mogli odtrąbić sukces programów stymulacyjnych – nie tylko w Europie, ale też w Stanach Zjednoczonych. Cóż, te „dobre czasy” już za nami.

Domek z kart (patrz obrazek poniżej), który pracowicie usiłują budować z pustego pieniądza europejscy biurokraci, znów zaczyna się sypać (a właściwie jego upadek znów zaczyna być wyraźnie widoczny).

Najbardziej chyba  spektakularnym przykładem sukcesu à rebours jest przypadek Hiszpanii, której nawet zawzięte pompowanie przez EBC drukowanych przez tamtejszy rząd obligacji (carry trade) niewiele pomogło. Bezrobocie (uwzględniające sezonowość) sięga tam już według danych rządowych 23,6% w pierwszym kwartale 2012r. (w czwartym kwartale 2011r. wyniosło 23,1%). Według źródeł w Barclays Capital w 2013r. ma osiągnąć nawet 26%. Co nastraja szczególnie mało optymistycznie, to liczba młodych bezrobotnych i systematycznie spadające zatrudnienie w przemyśle:

I jeszcze wykres Reutersa (za ZH):

Nie dziwi, że Standard & Poor’s obniżył ocenę hiszpańskiego długoterminowego długu z A do BBB+ (krótkoterminowego spadła z A-1 do A-2), skoro kraj ten nie będzie wkrótce w stanie sfinansować potrzeb pożyczkowych, służących głównie sfinansowaniu poprzednich potrzeb pożyczkowych. Analitycy Morgan Stanley oceniają wysokość tych brakujących środków na 50 miliardów euro. Elaine Lin, analityk MS twierdzi, że w najgorszym razie kwota ta może urosnąć do 160 miliardów euro.

Na pierwszy rzut oka sytuację Hiszpanii pogarsza (czyli, wziąwszy pod uwagę szkodliwość dalszego utrzymania tej finansowej maskarady, polepsza) upór Niemiec, których przedstawiciele – jak choćby szef Bundesbanku Jens Weidmann – coraz częściej i z coraz większym uporem wyrażają swój sprzeciw wobec opłacania kolejnych dłużników niepotrafiących sobie poradzić z takimi trudnymi pojęciami jak oszczędność, gospodarność czy zarządzanie finansami.

W podobnych tarapatach jak Hiszpania mogą się już wkrótce znaleźć Włochy – twierdzą eksperci Credit Suisse – przy czym uważają oni, że akurat mieszkańcom Półwyspu Iberyjskiego, w przeciwieństwie do ich kolegów ze wschodu,  przez 2012r. uda się jeszcze wyjść z opałów. Wszystko dlatego, że – „niestety” – spada wiarygodność banków, które korzystają z programów LTRO, dlatego takie banki jak włoski UniCredit – CS podaje tu przykład jednego z dyrektorów banku odżegnujących się od topienia środków we włoskich obligacjach – będą z nich korzystać raczej niechętnie, mimo olbrzymich potrzeb.

Pomijając cały absurd wstrzykiwania kolejnych pożyczek LTRO w gospodarkę, analitycy CS martwią się więc raczej o to, czy programy te będą w przyszłości skuteczne, jeśli, co uważają za prawdopodobne, będą one piętnować korzystające  z nich banki. Inna sprawa, to na ile jest to słabo zawoalowana sugestia skierowana do EBC lub EMS, aby okryć te programy większą tajemnicą, pozwalającą instytucjom kredytowym brać darmowe pieniądze z dodruku incognito (pst! trochę z innej beczki, ale spójrzcie tutaj!) i przeznaczać je na zakup obligacji zagrożonych państw tym razem już bez żadnego odium długofalowego szaleństwa takiej „praktyki biznesowej”.

Włoskie banki otrzymały jak widać na drugim z powyższych wykresów (za FT/A) znaczną pomoc, która przyniosła skutki cokolwiek marne:

Zresztą w Hiszpanii pod tym względem też nie jest najlepiej, skoro wycena aż 8 z 10 największych akcji na tamtejszej giełdzie plasuje je poniżej wartości likwidacyjnej (ten i inne problemy podaje Shedlock):

Tymczasem w Wielkiej Brytanii mamy powrót recesji (spadek PKB o 0,2% w Q1 tego roku, o 0,3% w Q4 roku 2011, zmniejszenie produkcji o 3% w okresie pomiędzy tymi kwartałami). Zabawnie brzmią na tym tle słowa Chrisa Williamsona z firmy Markit, który stwierdził (cytat za FT/A):

The danger is that these gloomy data deliver a fatal blow to the fragile revival of consumer and business confidence seen so far this year, harming the recovery and even sending the country back into a real recession.

Innymi słowy, Williamson wyraża obawę, że recesja może doprowadzić nawet – w ostateczności – do prawdziwej recesji. Well, Anne, this theory of yours seems to have hit the nail on the head!

Oto bowiem Andrew Smith, główny ekonomista KPMG zauważa:

But worse, output remains broadly unchanged from its level in the third quarter of 2010 and, four years on from its pre-recession peak is still some 4 per cent down – making this slump longer than the 1930s Depression.

Oto stosowny wykres:

Pominąwszy nawet drobne i spodziewane wydarzenia, takie jak przebicie oczekiwań co do spadku PKB Grecji (pamiętają Państwo jeszcze, że zgodnie z umową z Troiką grecki PKB ma w 2013r. wzrosnąć?) z 4,75% do 5% i paniczne ataki Greków na szarą strefę, która prawdopodobnie ratuje ten kraj przed kompletną zapaścią gospodarczą, obserwujemy na rynku dane wprost katastrofalne. Oto w Europie indeks wytwórczości PMI (dane z Markit) spadł najniżej od 34 miesięcy (spadek do 46 punktów z 47,7 w marcu). Co ciekawsze, podobny spadek dotyczy gospodarki niemieckiej – najniższy indeks od 33 miesięcy (wykres za Shedlockiem).

Tymczasem urzędnicy Unii Europejskiej, reagując  na tę sytuację gospodarczą jak to tylko porządna biurokracja potrafi, zaproponowali zwiększenie swojego budżetu o całe 6,8%. Politycy ostro zaatakowali za to UE, niewdzięcznie zapomniawszy o ogromnym poświęceniu, z jakim Unia bezwzględnie tnie koszty swojej administracji. Oto przecież, jak zauważa Paweł Świdlicki z Open Europe, spośród 40775 urzędników, w 2013r. UE zwolni (netto) aż 6 z nich! Znacząco spadną też, zgodnie z deklaracjami urzedników, wydatki na administrację unijną – ich wzrost ma wynieść zaledwie 3,2%. Zostawmy jednak Unię Europejską, bowiem produktywność jej inicjatyw nie może budzić żadnych wątpliwości. Spójrzmy dalej, poza nasze poletko:

Słynny inwestor Marc Faber przewiduje, że wzrost gospodarczy w Chinach spadnie do 3%. Jakkolwiek zagrożona byłaby pozycja gospodarcza ChRL, w jeszcze gorszych tarapatach znajduje się Australia, która postawiła wszystko na jedną kartę: rosnące w nieskończoność ceny (skąd my to znamy?) surowców, które będzie mogła w nieskończoność sprzedawać drukującym pieniądze w nieskończoność Chinom.

Ale po kolei.

Bloger Trystero jakiś czas temu rozpoznał Chiny jako największego światowego drukarza. Dzięki temu drukowi Chiny mogą pozwolić sobie na rozpędzenie gospodarek własnej i australijskiej do bańkowych poziomów. FT/A opublikował na ten temat notkę, w której zwraca uwagę, że w Australii mamy do czynienia z kredytowym boomem opartym na finansowaniu australijskich kopalni z boomu chińskiego. Skutkiem jest piramidalna bańka spekulacyjna, która lada chwila może pęknąć.

Czego FT/A raczej nie dostrzega, to przełożenie tej relacji na związek Chin z innym sporym podmiotem gospodarczym: Apple.

Zwróćmy uwagę, że Apple ma na tyle silne notowania, że wciąż słyszy się (patrz tutaj) o wykluczaniu tej firmy z notowań indeksów spółek ze względu na wyniki tak dobre, że zaburzają oceny całego rynku. Wartość Apple wg części analityków ma już za chwilę (w 2014r.) przekroczyć poziom biliona dolarów, z wyceną 1000USD za akcję. Tymczasem, jak prześmiewczo wytyka ZeroHedge, model biznesowy Apple można będzie wkrótce – wobec przynajmniej deklaratywnej chęci zerwania „krępującej” tę firmę więzi z konsumentem amerykańskim – sprowadzić do zależności od Chin właśnie: Apple będzie produkowało swój sprzęt w Foxconn, w Chinach też kompletowało, potem tam sprzedawało z narzutem odpowiednim, aby na tym zarobić. I tylko czekać, aż Foxconn wymyśli, że może sam konkurować z Applem (patenty są w tym kraju traktowane co najwyżej po macoszemu). Lub nawet lepiej: Foxconn będzie produkował sam dla siebie i sam sobie sprzedawał – za pieniądze wydrukowane przez siebie na drukarkach Foxconnu.

Żarty żartami, ale nawet pomijając faktyczną sytuację Apple’a, która wcale nie musi być tak zła, jak to przedstawia ZeroHedge, to nadal jest to firma mocno zależna od sytuacji w Chinach (jak i inne firmy IT). Jeśli (gdy) tam pęknie bańka, można będzie się spodziewać bardzo mocnego uderzenia w gospodarkę amerykańską. Zgodnie z oficjalnymi danymi, w pierwszym kwartale tego roku PKB wyniosło 2,2% (spadek z 3% w poprzednim kwartale). Shedlock twierdzi jednak (powołując się na Ricka Davisa z Consumer Metric Institute), że ten wzrost w ujęciu realnym (obliczony przy użyciu bardziej realistycznego deflatora, biorącego pod uwagę np. wzrosty cen paliw na stacjach) jest niemal zerowy (0,08%), podczas gdy realny dochód rozporządzalny per capita skurczyłby się o 0,27%.

Nawet jeśli uznamy, że PKB jednak wzrosło, to jeden rzut oka na ostatni wykres rozwieje wszystkie nasze wątpliwości:

Na jeden miliard dolarów „wyprodukowanego” dzięki programom stymulacji rynku PKB przypada nieco ponad 2,5 miliarda dodatkowego długu. To się nazywa skuteczność!

Wszystkie te wieści nie nastrajają zbyt optymistycznie. Pozostaje jedynie trzymać kciuki za to, aby czekające nas tytułowe kłopoty nie skończyły się – wskutek wytrwałego demolowania systemu gospodarczego prywatnej własności przez drukujących i pożyczających centralnych planistów – permanentnym kryzysem w stylu japońskim.

Tags: , , , , , , , , , , ,

Czy Hiszpanom kończy się kasa?

Posted by Mateusz Benedyk on kwiecień 19, 2012
Mateusz Benedyk / 3 komentarze

W marcu pisałem, że hiszpańskie banki za pieniądze z EBC kupują obligacje państwowe, np. hiszpańskie, co skutkowało obniżką rentowności tychże papierów. Ostatnie wydarzenia wskazują jednak, że hiszpańskim bankom kończą się już pieniądze uzyskane dzięki łaskawości Mario Draghiego.

Wall Street Journal” podaje szacunki UBS dotyczące sytuacji hiszpańskich banków.

Hiszpanie pożyczyli ponad 200 mld € od EBC, z których około 76 mld wydali na zakup obligacji rządowych. Ubytek depozytów i refinansowanie swojego zadłużenia sprawiły jednak, że wg UBS bankom pozostałe zaledwie jakieś 21 mld € na dalsze zakupy obligacji rządu Mariano Rajoya, który do końca roku ma ich zaoferować ponad 2 razy więcej. Kurczenie się grona klientów chętnych inwestować pieniądze EBC w iberyjski dług spowodowało wzrosty rentowności obligacji. Nie ma się chyba jednak co dziwić inwestorom wątpiącym w wypłacalność Hiszpanii, jeśli obiecuje się im ujemne oszczędności. Dodajmy do tego, że odsetek zagrożonych kredytów udzielonych Hiszpanom wzrósł do rekordowego poziomu, a przyszłość hiszpańskich finansów publicznych (w tym ich bankowej części) nie może się jawić nikomu inaczej, jak w ciemnych barwach.

Ciekawe wieści dochodzą do nas także z Włoch. Zgodnie z wieloletnią tradycją rząd Włoch ogłosił, że zmienił swoje plany dotyczące zrównoważenia budżetu — nie stanie się to w roku 2013, jak dotychczas planowano, ale w 2014. Wkrótce do Włoch powróci także wzrost gospodarczy, a w kraju zostaną dokonane ważne reformy rynku pracy itp. Co prawda beati qui non viderunt et crediderunt, to jednak ja nie uwierzę, póki tego nie zobaczę.

Tags: , , , , , , ,

Porażka za porażką, czyli obniżka ratingu EFSF i upadek planu dla Grecji

Posted by Stanisław Kwiatkowski on styczeń 17, 2012
Stanisław Kwiatkowski / No Comments

Jak było łatwo przewidzieć, S&P obniżyło ratingi europejskim gospodarkom. Nikt nie był strasznie zaskoczony, rynki nie zareagowały dramatyczną zapaścią, decyzja S&P była już zdyskontowana w decyzjach inwestorów… W świetle przecieków i ogólnego nastroju nie jest to chyba specjalne zaskoczenie. Europa słabnie w oczach i nikogo to nie dziwi. Sami Włosi mają już dość euro, za to programy oszczędnościowego Mario Montiego przyniosły mu – o dziwo – wzrost poparcia z 46% do 56%.

Obniżka ratingu nastąpiła zaledwie dwa miesiące przed terminem zapadalności greckich obligacji wartych ok. 14.4 miliarda euro. Jak zwykle w takich sytuacjach, rozpoczęło się dyskredytowanie decyzji S&P i podawanie w wątpliwość władzy, jakie mają agencje ratingowe nad rynkiem i rządami. Rozpoczął szef EBC Mario Draghi; przyłączył się do niego niemiecki minister finansów Wolfgang Schäuble kwestionując uczciwość S&P i desperacko zapewniając, że europejski system ratunkowy (EFSF) wystarczy do stabilizacji sytuacji na rynku długu; oraz unijny Komisarz ds. Rynku Wewnętrznego Michel Barnier, kwestionując transparentność agencji ratingowych i oczekując, że sygnalizować będą one problemy z 5-6 letnim (!) wyprzedzeniem.

Nerwy w kręgach władzy były zrozumiałe. Kilka godzin później, S&P zgodnie z obietnicami obniżył rating EFSFu, co zmusiło kilka osób do zaciskania zębów i udawania, że nic się nie stało. To też nic niespodziewanego – w końcu EFSF to system, w ramach którego Hiszpanie obiecali, że uratują Hiszpanów (12% gwarantowanych środków to środki hiszpańskie), Włosi, że uratują Włochów (18%), Francuzi, że uratują Francuzów (20%), a Niemcy że uratują wszystkich pozostałych (27%). Jego opiekunowie są przyzwyczajeni do udawania, że to wszystko ma sens.

Samo udawanie jednak nie wystarczy. Obniżony rating, to wyższe koszty kolejnego bailoutu. Trzeba coś szybko wymyśleć, bo tego samego dnia upadły plany ratowania Grecji.

Podsumujmy:

1. Najpierw mówiono, że nie ma mowy o bankructwie gospodarki w strefie euro.
2. Potem zmieniono perspektywę na „nie ma mowy o znacznych utrudnieniach w spłacie długu” (nie więcej niż 10% długu nie zostanie spłacone)
3. Następnie uznano, że jednak trzeba na poważnie uruchomić PSI – private sector involvement, zaangażowanie sektora prywatnego – który groźbami i prośbami miał się dać przekonać do rezygnacji z 50% roszczeń. Miał to zrobić „dobrowolnie”, nie ma więc bankructwa, CDSy nie zostają uruchomione, wszyscy udają, że możemy spać spokojnie.
4. Kiedy Grecy w rozpaczy i przerażeniu chcieli już się zgodzić na 50% obcięcia, Niemcy nagle zaczęli naciskać, żeby kupony obligacji nie płaciły niespełna 5%, a jedynie 2-3%, co oznacza, że wierzyciele greckiego długu musieliby zaakceptować stratę rzędu 80%, zamiast oczekiwanych 60% (po zdyskontowaniu wszystkich przepływów).

Wygląda to prawie tak, jakby Niemcy nie chcieli, żeby udało się dojść do porozumienia. Czyżby było tak, że na wysokich szczeblach (niemieckiej) władzy zapadła już decyzja, że scenariusz argentyński jest dla Grecji nieunikniony?

Tags: , , , , , , , , , ,

Standard & Poor’s nie życzy szczęśliwego Nowego Roku

Posted by Stanisław Kwiatkowski on grudzień 24, 2011
Stanisław Kwiatkowski / No Comments

Jak podają nieoficjalne źródła, S&P wstrzymało się do stycznia przed publikacją obniżonych nowych ratingów, dając chwilę świątecznego oddechu europejskim politykom. (5. grudnia S&P ogłosił listę 15 krajów, które ryzykują obniżenie ratingu, m. in Hiszpanii i Włochom grozi to w krótkim okresie, Francji i Niemcom w długim).

 

 

Dołączam się do życzeń!

Tags: , , , , , , ,