Monthly Archives: listopad 2009

Globalne ocieplenie i nauka

Posted by Mateusz Machaj on listopad 23, 2009
Bez kategorii / 2 komentarze

Adam Wajrak, aktywny działacz ekolog, przyłącza się w swoim tekście do niepodważalności tezy o tym, że na świecie występuje globalne ocieplenie powodowane przez człowieka, więc należałoby wprowadzić konieczną politykę zmierzającą do jego ograniczenia.

Sama koncepcja globalnego ocieplenia dotyczy wielu płaszczyzn, bowiem porusza tak naprawdę trzy problemy. 1. Istnienie globalnego ocieplenia; 2. Istnienie globalnego ocieplenia powodowanego przez człowieka; 3. Konieczność wprowadzenia globalnego planowania gospodarczego, żeby to istnienie wyeliminować. Wbrew temu bowiem, co się może wydawać, nawet jeśli istnieje globalne ocieplenie i nawet jeśli jest antropologiczne, to jeszcze nie implikuje konieczności zniesienia gospodarki rynkowej na rzecz światowego gosplanu, obejmującego zaawansowaną reglamentację gospodarczą.

Wracając jednak do samego tekstu Adama Wajraka – nie spodobał mi się w nim przede wszystkim autorytatywny ton, sugerujący, że nie ma na świecie poważnych naukowców, którzy są przeciwko globalnemu ociepleniu. Tymczasem wystarczy skorzystać z tak powszechnych narzędzi jak google, czy wikipedia, żeby przekonać się, że istnieje wielu poważnych naukowców, którzy nie uznają obecnego konsensusu (nie mnie osądzać, czy mają rację). I wcale nie mówią jednym głosem, bo kwestionować konsensus też można na wiele sposobów. Także będąc naukowcem. Co na to Adam Wajrak? Otóż definiuje on w specyficzny sposób „naukowość”: Continue reading…

Tags: , ,

Joseph Stiglitz w 2002: Fannie i Freddie miałyby upaść? Nie…

Posted by Mateusz Machaj on listopad 21, 2009
Mateusz Machaj / 2 komentarze

Joseph Stiglitz, wybitny współczesny ekonomista, laureat Nagrody Nobla, niedawno w Critical Review, które było poświęcone kryzysowi 2007/8 roku, stwierdził w tekście o tym „Kto zabił amerykańską gospodarkę”, że problemem współczesnego systemu są złe regulacje. A konkretnie możliwość finansowania kampanii politycznych przez firmy, które mają interes w korumpowaniu instytucji. Szczególnie tych regulujących działalność rynku finansowego. Ale po co korumpować urzędników, skoro można zamawiać analizy u Noblistów broniące systemu, budowanego na solidnej matematyce i rzekomo dobrej wycenie ryzyka, który w praktyce okazuje się domkiem z kart?

Dzięki Pierre’owi Lemieux dowiedzieliśmy się o tekście Stiglitza, pisanym w 2002 na zamówienie giganta Fannie Mae, który pokazywał zleconą Stiglitzowi analizę ryzyka związanego z działaniem Fannie Mae. A z tego właśnie tekstu szczególnie przypadły nam do gustu następujące cytaty:

Te rezultaty odnośnie standardu risk-based capital standard są uderzające: Sugerują, że na bazie historycznych danych ryzyko dla rządu z ewentualnego braku spłaty zobowiązań przez GSE [Government Sponsored Entreprise] jest praktycznie zerowe. Przy tych uderzających wnioskach warto zauważyć trzy potencjalne braki w tym standardzie. Żaden z tych potencjalnych braków nie wygląda na wystarczająco znaczący, aby podważyć podstawową konkluzję, że risk-based capital standard dostarcza znaczącą ochronę przed niewypłacalnością.
(…)
Warto zaznaczyć jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze, analiza ryzyka związanego z Fannie i Freddy musi uwzględniać alternatywy. Przy braku Fannie i Freddie, ryzyko hipoteczne pozostawałoby w księgach banków i innych instytucji, które korzystałyby z percepcji, że są ZDuBU [Zbyt Duże by Upaść]. Fannie Mae i Freddie Mac są wśród największych finansowych instytucji w kraju. Nawet przy braku czarteru GSE prawdopodobnie korzystałyby ze swojego rozmiaru, ponieważ rząd interweniował w celu ratowania takich instytucji w przeszłości.
Po drugie i mówiąc ogólniej, Fannie i Freddie wymagałyby pomocy rządowej tylko w przypadku znaczącego spadku na rynku nieruchomości. Tak znaczący spadek z kolei pojawiłby się tylko w przypadku ogromnego wstrząsu gospodarczego. Niezależnie od struktury rynku hipotecznego rząd niemal na pewno zostałby zmuszony, aby interweniować na wielu rynkach – także nieruchomości – w takim scenariuszu. Przy aspiracjach społecznych do posiadania mieszkań i różnych metodach rządowego subsydiowania takiego posiadania rząd jest pośrednio wystawiony na ryzyko upadku rynku nieruchomości niezależnie od istnienia GSE.

A zatem, jakich rzeczy mogliśmy się dowiedzieć od Josepha Stiglitza w 2002?:

1. Fannie i Freddy są w zasadzie bardzo bezpiecznymi instytucjami. Szansa na ich bankructwo waha się miedzy 1 do 500 tysięcy a 1 do 3 milionów.

2. Rząd musi angażować się w interwencje na rynkach, ponieważ istnieje doktryna ZDuBU i społeczna percepcja, że niektóre instytucje są „zbyt duże by upaść”. A taka percepcja istnieje, ponieważ rząd interweniował w przeszłości. A interweniował, ponieważ istnieje taka percepcja. Natomiast percepcja istnieje, ponieważ w przeszłości interweniowano i tego się oczekuje…

May I finish? May I finish? Ok, I finished.

No cóż, z pierwszym się nie zgadzamy, bo dzisiaj nikt już się z tym nie zgodzi. Zresztą jednocześnie pokazuje to zgodnie z pracami Nassima Taleba jeden wielki fałsz współczesnych szacunków ryzyka, które są przedstawiane w bankach i poważnie traktowane przez instytucje regulacyjne, korzystające obficie z mainstreamowej ekonomii. A teza druga to klasyczny przykład błędnego koła interwencji państwowej. Koła napędowego błędnych inwestycji i powtarzających się kryzysów, dodajmy.
I kto zabił amerykańską gospodarkę?


– Ta Fannie to nawet bardzo porządna instytucja.
– Trudno, co robić.

 

UPDATE: Stiglitz nic się nie zmienił, czytamy tutaj i tutaj.

Tags: , , , ,

James Tobin: „być może” potrzebujemy znieść kreację kredytu

Posted by Mateusz Machaj on listopad 01, 2009
Bez kategorii / 2 komentarze

James Tobin, wybitny keynesista i laureat Nagrody pamięci Nobla, miał w swoim życiu kilka egzotycznych pomysłów. Niestety znany jest wśród antyglobalistów ze względu na swój niezbyt dobry pomysł wprowadzenia opodatkowania krótkoterminowego przepływu kapitału (tym bardziej, że nie jest znany przez nich z faktu, że opowiadał się za wolnym handlem). Tymczasem w pewnej swojej publikacji wyraził lekkie poparcie na rzecz systemu bez częściowej rezerwy bankowej, co uniemożliwiłoby kreację kredytu. Oto i obszerny cytat z publikacji „Financial innovation and deregulation in perspective”. Tłumaczenie moje:

Być może potrzebujemy systemu płacenia gotówką, ale bez jego wad. Deponowanej gotówkidepozytów pokrytych stuprocentową rezerwą – wypłacanych w banknotach albo monetach na żądanie, transferowalnych do stron trzecich, zabezpieczonych przez zgubieniem, czy kradzieżą, będących perfekcyjną ochroną wartości jednostki rozliczeniowej. Jednym ze sposobów dostarczenia tego byłoby pozwolić obywatelom trzymać depozyty w banku centralnym, albo w jego ustanowionym w tym celu oddziałach, lub w lokalnym okienku pocztowym.
Bardziej prawdopodobną alternatywą, w świetle obecnego sentymentu dla prywatyzacji byłoby, gdyby: każdy bank albo depozytowa instytucja uprawniona do trzymania depozytów w banku centralnym oferowała konta dla gotówki swoim klientom. Jedno pytanie, oczywiście, skąd pokryć koszty prowadzenia takich kont. Rząd mógłby dotować je płacąc jakiś procent na stuprocentowe depozyty. Argument mógłby być taki, że opłaty w takim systemie są dobrem publicznym, które powinni dostarczać podatnicy. Albo użytkownicy mogliby zostać obciążeni kosztami; w końcu użytkownicy opłacają większość kosztów używania zwykłej gotówki w transakcjach i stać ich byłoby na płacenie za wygodę z korzystania z depozytów.
Można argumentować, że żadne oprocentowanie nie powinno być płacone na te depozyty tak jak żadne nie jest na zwykłą gotówkę. Banki i inne depozytowe instytucje mogłyby konkurować o te depozyty oferując swoje usługi i ceny za te usługi.

A zatem jak widać rezerwa stuprocentowa wcale nie jest takim pomysłem, który rozważają tylko szaleni ekonomiści ze szkoły austriackiej. Przypominam, że poza keynesistą Tobinem popierali ją także Henry Simons, Irving Fisher, czy Maurice Allais. Ciepłe słowa mówił o niej Friedman oraz Leland Yeager.

Tags: , ,