W swoim ostatnim wpisie Mateusz Benedyk zwrócił uwagę na problem zastępowania na rynkach finansowych prywatnych podmiotów przez państwowe instytucje. Mateusz nie dopełnił jednak ważnego obowiązku, tj. na nikogo nie zrzucił winy. Aby naprawić ten poważny błąd, niniejszym wskazuję winnego – to prywatny sektor bankowy.
Celem podejmowanych w czasie trwania całego tego kryzysu działań banków centralnych i instytucji regulacyjnych było od początku przywrócenie normalnego obrotu instrumentami finansowymi na rynku międzybankowym i ożywienie rynku kredytowego. To miało doprowadzić do restartu systemu finansowego i spowodować powrót status quo sprzed kryzysu. Rozumowanie jest zasadniczo bardzo proste. W chwili wybuchu kryzysu zaczęto zwijać wszystkie instrumenty, które opierały się na innych instrumentach opartych na wcześniej wykreowanych z niczego instrumentach, które w jakimś momencie opierały się o jakieś realne aktywa, np. nieruchomości. Owo zwijanie spowodowało realną deflację kredytu, prowadzącą do zahamowania wzrostów lub wręcz do spadków PKB, wzrostu znaczenia długu państw itp. Regulatorzy przeznaczyli gigantyczne środki na pakiety stymulacyjne czy pożyczki banków centralnych, aby „wesprzeć” rynek.
Ten jednak nie znosi próżni. Nadal funkcjonujemy w świecie pustego pieniądza, który jest tylko zapisem w systemie elektronicznym banków. Jeśli zamknięto jedną ścieżkę kreowania gotówki ex nihilo, jest niemal pewne, że ktoś znajdzie w przepisach jakąś nieszczelność, umożliwiającą ponowne podkręcenie licznika kreacji. Taką możliwością jest skupiająca na sobie coraz więcej zainteresowania obserwatorów rynków rehipotekizacja, polegająca na zamianie wierzytelności klientów na rachunkach brokerskich na aktywa, które mogą być dowolnie wykorzystane jako zabezpieczenie i reinwestowane na rynku przez brokerów. Zgodnie z regulacjami SEC rehipotekizacji można poddać 140% długu klienta na rachunku. Z kolei w Wielkiej Brytanii nie ma żadnych ograniczeń dla rehipotekizacji. Z doniesień brokerów wynika, że rutynowo poddaje się jej tam 100% wierzytelności klientów. Długi jednych stają się w ten sposób natychmiast aktywami innych.
Postawmy rzecz w odpowiednim kontekście. Żaden regulator rynku nie chce po prostu stworzyć góry pieniędzy z niczego. Byłoby to polityką samobójczą, która zdemolowałaby rynek bardziej niż dotychczasowy kryzys. Chodzi o to, aby ożywić trupa business as usual, czyli doprowadzić do powrotu sytuacji sprzed kryzysu, gdy polityka stymulacji konsumpcji wydawała się przynosić pozytywne rezultaty. System wydawał się działać sprawnie, dostarczając kredytów rzekomo tam, gdzie były rynkowo potrzebne, a jednocześnie tam, gdzie regulatorzy chcieli. Można było więc bez konsekwencji fundować deficyty i dzięki zadłużeniu opłacać grupy wyborców, nagradzać zaprzyjaźnione (również personalnie) instytucje etc., a jednocześnie posługiwać się mimikrą mechanizmu rynkowego. Z zewnątrz system ten nie wyglądał na socjalizm, lecz na porządny kapitalizm, kierujący się logiką zysków i strat.
Rehipotekizacja może być odpowiedzią na poszukiwania kreatorów rynku, może jednak skończyć się tak, jak każda z dotychczasowych imitacji rynku – utratą zaufania do mechanizmu, który nie ma pokrycia w realnych aktywach. Wystarczy, że wystarczająco wiele ogniw tego swoistego łańcuszka św. Antoniego zażąda realnych środków, aby – tak jak w przypadku sekurytyzacyjnej piramidy finansowej rynku nieruchomości w 2007 roku – cały system się posypał.
Dotychczas te wszystkie wysiłki regulatorów, mające zrestartować rynek, przyniosły pewne interesujące skutki.
Po pierwsze, nic nie dały. (I choć być może mechanizm rehipotekizacji na chwilę ożywi neoliberalnego trupa pseudokapitalizmu, to jednak zawsze będzie to tylko kolos na glinianych nogach, niezdolny poradzić sobie z żadnymi poważniejszymi problemami kalkulacji ekonomicznej.)
Po drugie, przyniosły olbrzymie koszty i straty.
W swoim najnowszym raporcie analityk Barclays Laurent Fransolet ocenił, że same straty na zakupionych przez EBC w ramach akcji ratunkowej papierach wartościowych wyniosły (w wycenie mark-to-market) ok. 30 miliardów euro, co daje sporo ponad 1/3 kapitału początkowego Eurosystemu (81,5 miliardów) . Oczywiście EBC nie udziela takich informacji, więc w raporcie Barclays znajdziemy tylko bardzo grubo zarysowane szacunki strat, jakie EBC poniósł ratując kraje PIIGS:
To jednak „tylko” nominalne straty. Większy kłopot będą mieli najwięksi światowi dłużnicy z rolowaniem długu. A jest co rolować…
Jak donosi Bloomberg, tylko w tym roku najwięksi dłużnicy będą musieli spłacić zobowiązania w wysokości 7,6 biliona dolarów. W rozbiciu na kraje wartość obligacji o nadciągających w 2012r. terminach wymagalności kształtuje się następująco (w miliardach dolarów):
Kraj | Wymagalność obligacji w 2012 roku | Płatności kuponowe |
Japonia | 3000 | 117 |
USA | 2783 | 212 |
Włochy | 428 | 72 |
Francja | 367 | 54 |
Niemcy | 285 | 45 |
Kanada | 221 | 14 |
Brazylia | 169 | 31 |
Wielka Brytania | 165 | 67 |
Chiny | 121 | 41 |
Indie | 57 | 39 |
Rosja | 13 | 9 |
Zerohedge ocenia, że sytuacja jest na tyle poważna, iż pod koniec 2012 roku może nam grozić faktyczny rozpad strefy euro. Zgodnie z szacunkami przedstawionymi na portalu, francuskie banki komercyjne będą musiały zrolować 30% całego swojego długu, gdy dla Hiszpanii i Włoch będzie to 1/3 długu. Większe wyzwanie czeka banki niemieckie (prawie 40% długu) oraz irlandzkie (niemal 50% całego długu). Problem polega na tym, że od miesięcy dostępne na rynku środki (przede wszystkim te oferowane przez EBC, szczególnie pochodzące z LTRO, tj. Long Term Refinancing Operation) przekraczają potrzeby systemu, na co wskazuje w swoim znakomitym artykule Gordon T. Long.
EBC może nadal przelewać z pustego w próżne, to jednak tylko przedłuża agonię systemu i nie likwiduje podstawowego problemu, czyli zamrożenia rynków finansowych. Jeśli nie uda się załatwić problemu dzięki rehipotekizacji (na co przecież nikt tak naprawdę nie liczy), to jedyną alternatywą dla rynku (i serii bolesnych bankructw) będzie chyba tylko zdjęcie maski i wdrożenie pełnego socjalizmu.
Pamiętajmy, że to banki komercyjne są winne naszym problemom. Regulatorzy widzą sprawę jasno: to banki nie chcą inwestować oferowanych im za darmo środków. To banki parkują pożyczone od EBC środki w samym EBC. To banki, zamiast pokornie przyjąć i rozłożyć na siebie równo ciężar strat zadłużonych państw, starają się ratować kapitał swoich akcjonariuszy. Jeśli więc nie chcą postępować właściwie, być może potrzebna jest organizacja, która zechce to uczynić.
Taką organizacją może stać się EMS (Europejski Mechanizm Stabilizacyjny). Marek Magierowski zechciał poddać analizie przepisy o powołaniu EMS – z analizy tej wynika, że Mechanizm stanie się pełnoprawnym podmiotem rynkowym o takich samych przywilejach, jak inne, ale wyjętym spod jakiegokolwiek nadzoru i odpornym na jakiekolwiek straty wynikające z jego działań. Oto co smaczniejsze cytaty:
Z artykułu 10 dowiemy się, iż tzw. Rada Gubernatorów (ministrowie finansów) może właściwie w każdej chwili zdecydować o podwyższeniu kapitału EMS. Według punktu 2 tego samego artykułu „Rada ma samodzielnie określić szczegóły procedury podejmowania decyzji w tym zakresie”.
(…)
EMS będzie mógł inwestować pieniądze, a także zapożyczać się na rynku. Artykuły 17 i 18 mówią, iż fundusz powinien używać „stosownych narzędzi ryzyka inwestycyjnego” i „zachowywać ostrożność”, ale na tym wszelkie zastrzeżenia się kończą. Mało tego: EMS zyska prawo do tworzenia kolejnych funduszy (artykuł 20).
Dalej czytamy też:
Fundusz jako osoba prawna zyska możliwość wytaczania spraw w sądzie, ale sam cieszyć się będzie pełną ochroną przed „jakąkolwiek formą procesu sądowego” (art. 27 pkt 3). Nieruchomości oraz aktywa EMS mają być objęte immunitetem przed „przeszukaniem, konfiskatą oraz wywłaszczeniem”, a także wyjęte spod wszelkich „restrykcji, regulacji i kontroli”. Archiwa oraz wszelkie dokumenty należące do funduszu pozostaną „nienaruszalne” („inviolable”).
Co więcej, „wszelkie operacje i transakcje finansowe wykonywane przez EMS” zostaną zwolnione od jakichkolwiek podatków. Jego pracownicy nie będą płacić podatków dochodowych. Nawet VAT zamiast EMS będą płacić państwa członkowskie Systemu.
Jak widać, powstanie byt zupełnie wyjęty spod prawa i będący w rękach poszczególnych ministrów finansów. Skoro banki komercyjne zawiodły, to państwo je zastąpi. Czyż to nie piękna wizja?
http://www.youtube.com/watch?v=V31-06ZAw54
Dodaj komentarz