bank centralny

Węgry – kraj w ciągłym kryzysie

Posted by Mateusz Benedyk on styczeń 22, 2014
Mateusz Benedyk / 23 komentarze

W ostatnich tygodniach spotykam się z wyrazami sympatii moich znajomych (o dość wolnorynkowych poglądach) z polityką, jaką prowadzi na Węgrzech Viktor Orbán. Niedawna zapowiedź obniżki podatku dochodowego od osób fizycznych z 16% do 9% w 2015 r. skłoniła wręcz niektórych do komentarzy o zasadności emigracji do kraju nad Balatonem. Węgierski premier wzbudził także sympatię wielu, kiedy doprowadził do wyrzucenia z kraju biura Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Obie te decyzje można uznać za godne pochwały. Nie można jednak zapominać o dwóch rzeczach:

– Węgry nadal są krajem wysokich podatków i rozdętego sektora publicznego;

– uniezależnienie Węgrów od MFW nie sprawia, że znika cały dług publiczny, przez który Węgrzy muszą martwić się nastrojami międzynarodowych inwestorów.

Węgierskie państwo jest zdecydowanie bardziej pazerne niż rządy Polski, Czech czy Słowacji. Wydatki publiczne na Węgrzech od wielu lat oscylują wokół wartości 50% PKB. Problemy z dziurą budżetową Węgrzy rozwiązują w jeden sposób – podnosząc obciążenia fiskalne. Jak pokazuje poniższy wykres (dane Eurostatu), nawet usilne zabiegi ministra Rostowskiego nie były w stanie zmienić faktu, że to w Polsce fiskus zabiera obywatelom mniej pieniędzy.

wydatki Węgry

Jak do tej pory Viktor Orbán nie znalazł sposobu na trwałe ograniczenie wydatków publicznych. Wszelakie prognozy nie wskazują też, że do takiego ograniczenia miałoby dojść w najbliższych latach.

Biorąc pod uwagę skalę ucisku fiskalnego na Węgrzech, nie może dziwić, że to polska gospodarka (ze wszystkimi wadami naszych instytucjonalnych rozwiązań i z nie najlepszą, delikatnie mówiąc, polityką gospodarczą) rozwija się konsekwentnie lepiej od węgierskiej.

pkb węgry

Według Eurostatu (wykres powyżej) ostatni raz Węgry rozwijały się szybciej niż Polska w 2005 roku. Od 2007 roku Węgry pogrążone są w permanentnej stagnacji. Prognozy na kolejne lata są co prawda dość optymistyczne (PKB Węgier ma rosnąć mniej więcej w tempie 2% rocznie), ale ciągle nie widać szans na powrót do poziomu wzrostu gospodarczego sprzed 2007 r.

Wysokie podatki (nawet przy względnie niskim podatku PIT) niszczą produktywność Węgrów, co odbija się na poziomie płac. Według danych OECD (wykres poniżej) średnia roczna płaca na Węgrzech (liczona w dolarach według kursu i cen z 2012 r.) spadła podczas rządów Orbána znacznie poniżej poziomu płac w Polsce.

płace węgry

Węgry ciągle mają także wyższy dług publiczny niż Polska (choć tutaj nasz rząd dzielnie próbuje dogonić bratanków) – obecnie oscyluje on wokół poziomu 80% PKB, podczas gdy w Polsce jest to 60% (wykres poniżej – dane OECD, metodologia UE, nie krajowa).

dług Węgry

Przegląd tych wskaźników skłania do wniosku, że Węgry raczej nie staną się w najbliższym czasie upragnionym miejscem emigracji dla ludzi zmęczonych polską rzeczywistością. Jeśli bliżej przyjrzymy się polityce Orbána, to w naszych wnioskach jedynie się utwierdzimy.

Po pierwsze, pewna konsolidacja fiskalna, jaką możemy zobaczyć w statystkach, to w dużej mierze efekt drastycznej reformy sektora emerytalnego. Reforma ta polegała na praktycznej likwidacji węgierskiego odpowiednika OFE. W statystykach wygląda to lepiej, bo część bieżących wydatków (składki przekazywane funduszom emerytalnym) spada, jednak jest jedynie zamiana wydatków bieżących na przyszłe. Dzięki temu można pochwalić się chwilowo niezłymi statystykami[1]. Z manipulowaniem statystykami mamy do czynienia także w przypadku rekordowo wysokiego poziomu zatrudnienia, którym chwali się ostatnio Orbán. Artykuł w „Obserwatorze Finansowym” głosi:

W mediach toczy się ostra polemika w sprawie bezrobocia na Węgrzech. Rząd ogłosił wielkie zwycięstwo informując, że pracę ma ponad 4 miliony osób, a tyle nie było zatrudnionych od dawna. Dzięki temu bezrobocie spadło poniżej 10 procent. Sceptycy zwracają jednak uwagę, że ok. 400 tys. z osób cieszących się pracą to tzw. pracownicy komunalni opłacani przez państwo. Jest ich teraz dwa razy więcej niż kiedykolwiek zimą w poprzednich latach. Większość ma pół etatu, a dwieście tysięcy wysłano na szkolenia, bo zima jest bezśnieżna i nie mieliby co robić. Szkoli ich 5000 nauczycieli. W programach zajęć są tematy z higieny osobistej i temu podobne kwestie praktyczne, ale też rysunek i nabywanie umiejętności rysowania np. słoneczka i chmurek. Węgierska prasa gospodarcza zwraca też uwagę, że – jak nigdy przedtem – węgierski urząd statystyczny doliczył tym razem do liczby zatrudnionych osoby pracujące za granicą, dodając w ten sposób do rachunku następne 200 tysięcy.

Po drugie, Orbán uważa, że sektorowi prywatnemu zostawiono zbyt wiele miejsca w poprzednich latach i zapowiada nacjonalizację spółek użyteczności publicznej, które zostały sprywatyzowane jeszcze przez poprzednie rządy. Rozszerzanie zakresu własności państwowej i tworzenie „reżimowej niepewności” to ostatnie rzeczy, jakich potrzebuje pogrążona w kryzysie gospodarka.

Po trzecie, rząd Orbána próbuje aktywnie regulować sytuację na poszczególnych rynkach, zwiększając swoją ingerencję w ceny: „W ciągu roku ceny gazu, światła, wody, kanalizacji, a nawet usług kominiarskich zostały obniżone przez rząd w dwóch etapach o 20 proc.”. Ponadto, mnożą się zarzuty o faworyzowanie konkretnych przedsiębiorców, m.in. poprzez rządowe kontrakty. Ingerowanie w wyniki konkurencji i rynkową wyceną czynników produkcji to pewny sposób na obniżenie dobrobytu konsumentów.

Po czwarte, Węgry nie są krajem, który sprzyjałby prowadzeniu tam swojej firmy. Węgry są niżej od Polski w rankingu Doing Business Banku Światowego oraz na równi z Polską w rankingu wolności gospodarczej Heritage Foundation. Oczywiście rankingi te nie oddają idealnie tego, z jakimi trudnościami muszą borykać się przedsiębiorcy, ale jest to wyraźny sygnał, że Węgry nie staną się w najbliższym czasie mekką przedsiębiorców uciekających przed własnymi rządami w poszukiwaniu rozsądnych warunków do prowadzenia biznesów. Nie widać także, by Orbán aktywnie działał w celu polepszenia tej sfery. Zwraca raczej uwagę niechęć do kapitału zagranicznego (np. wprowadzenie ograniczeń w kupowaniu ziemi przez obcokrajowców). Bez stałego dopływu tegoż trudno jednak wyobrazić sobie szybką poprawę dobrobytu Węgrów.

Po piąte, Orbán okazał się też zwykłym inflacjonistą, który zdaje się wierzyć, że wszelakie problemy gospodarcze rozwiąże kreacja pieniądza. Dyrygowany przez protegowanych premiera węgierski bank centralny prowadzi program tanich pożyczek dla banków udzielających nowych kredytów dla węgierskich przedsiębiorstw[2]. W ramach tego programu pożyczono już równowartość ponad 9% węgierskiego PKB, a niedawno zapowiedziano także możliwość finansowania budowy nieruchomości w ten sam sposób. O stabilność rozwoju opartego na ogromnej ekspansji kredytowej wystarczy zapytać Hiszpanów, jeśli chcemy wyrobić sobie zdanie co do sensowności tego pomysłu.

Wszystkie powyższe przesłanki wskazują, że Węgry Viktora Orbána nie staną się przykładem gospodarczego sukcesu. Dopóki rząd Węgier nie dostrzeże zasadniczej roli prywatnej własności i ludzkiej przedsiębiorczości w procesie rozwoju gospodarczego, dopóty Węgry nie staną się gospodarczą potęgą.

PS Wszystkich zainteresowanych dyskusją na temat Węgier czy innych problemów poruszanych na Kryzys Blogu zapraszam do Karpacza na II Zimową Szkołę Ekonomiczną Instytutu Misesa w dniach 26 II – 2 III 2014 r.


[1] Oczywiście z analogiczną sytuacja będziemy mieli do czynienia w Polsce w tym roku. Z powodu reformy OFE magicznie zniknie nam część długu. W rzeczywistości zamienimy jedynie wydatki bieżące na przyszłe, choć polskie finanse publiczne odnotują podobną nadwyżkę, jak węgierskie w 2011 r.

[2] Skojarzenia czytelników z Bankiem Gospodarstwa Krajowego i programem Inwestycje Polskie będą jak najbardziej trafne.

Tags: , , , , , , , ,

Właściciele ostatniej instancji, cz. III

Posted by Mateusz Benedyk on kwiecień 25, 2013
Mateusz Benedyk / 4 komentarze

Ponad rok temu narzekaliśmy (cz. I, cz. II), że kolejne interwencje banków centralnych coraz bardziej podmywają rynkowe mechanizmy wyceny papierów wartościowych, którymi handluje się na rynkach finansowych. W skrócie – zamiast pożyczać bankom komercyjnym, które mogą przedstawić dobre zabezpieczenie, w kryzysowych sytuacjach, banki centralne stały się ważnym elementem rynków finansowych, wpływając systematycznie na wycenę coraz to większej liczby aktywów. Okazuje się, że w wielu państwach centralni planiści bankowości chcą pójść krok dalej i zaczęli lub chcą zacząć skup akcji przedsiębiorstw.

Jak donosi niedawny raport Royal Bank of Scotland, duża część banków centralnych nie widzi niczego złego w kupowaniu udziałów w przedsiębiorstwach. Szwajcarski i czeski bank centralny kupiły już tyle akcji, że stanowią one 10% ich rezerw. Akcje posiadają także Bank Japonii czy Bank Izraela. Chociaż banki te kupują raczej akcje przedsiębiorstw z innych państw, to nie można nazwać tego inaczej niż częściową nacjonalizacją wybranych przedsiębiorstw. Miejmy nadzieję, że te socjalistyczne zapędy to chwilowa moda, która przeminie razem z kryzysem. Może to jednak być o tyle utrudnione, że systematyczne manipulowanie rynkowej wyceny aktywów przez władze monetarne przeszkadza w wychodzeniu z gospodarczych trudności.

Kurczenie się bilansu EBC w ostatnich miesiącach nieco rozmyło moje obawy o realność zaistnienia gospodarki sterowanej centralnie przez zarządzających walutami, przez co przychylałem się do poglądu, że gigantyczne interwencje to tylko kryzysowa anomalia. Skłonność banków centralnych do kupowania akcji przekonała mnie jednak do tymczasowego poparcia tezy wyrażonej w poniższym filmiku.

Tags: ,

Jak prowadzić politykę pieniężną, cz. I?

Posted by Mateusz Benedyk on kwiecień 12, 2012
Mateusz Benedyk / 2 komentarze

Luty i początek marca upłynęły wokół dyskusji o drugiej turze trzyletnich LTRO, kolejnym pakiecie pomocowym dla Grecji i związanym z nim „zdarzeniem kredytowym” na greckim długu. Z kolei ostatnie tygodnie wydają się relatywnie nudne i spokojne. Zapewne jest to kolejna cisza przed burzą. Niedawne wzrosty rentowności hiszpańskiego długu zdają się wskazywać, że kiepska pogoda może już się zbliżać. Zanim jednak pioruny zniszczą kolejne wspaniałe plany europejskich polityków, warto wykorzystać tę chwilę spokoju do rozważenia bardziej ogólnych spraw.

Trwający od kilku lat permanentny kryzys skłania ekonomistów do zastanowienia się nad instrumentami, które doprowadziłyby w dłuższym okresie do stabilnego wzrostu gospodarczego i do odporności instytucji finansowych na spowolnienia gospodarcze. W tym kontekście prowadzone są przede wszystkim dyskusje nad dwoma tematami: regulacjami sektora finansowego i kształtem polityki pieniężnej. Dzisiaj chciałbym zająć się tym drugim zagadnieniem.

„Parkiet” zrobił ekonomistom świąteczny prezent i zamiast zajmować się wyłącznie komentowaniem bieżących wydarzeń na rynkach zamieścił długi wywiad ze Scottem Sumnerem. Sumner jest autorem popularnego blogu „The Money Ilussion” i jednym z przedstawicieli współczesnego monetaryzmu. W tym roku Sumner ma zmierzyć się w debacie z Robertem Murphym, autorem blogu „Free Advice” i przedstawicielem współczesnej szkoły austriackiej. Zanim jednak dojdzie do tego przełomowego w myśli ekonomicznej wydarzenia (próbkę polemiki obu panów można znaleźć tutaj), pozwolę sobie przedstawić kilka myśli Sumnera i je skomentować.

Sumner uważa, że banki centralne powinny przyjąć politykę utrzymywania stałego wzrostu nominalnego PKB, np. na poziomie 5%. Taka polityka miałaby rzekomo prowadzić do stabilnego wzrostu gospodarczego, a w czasach kryzysów nie pozwalałaby na znaczące spadki produkcji. Według Sumnera samo ogłoszenie takiej polityki spowoduje zmianę oczekiwań podmiotów gospodarczych, która doprowadzi do osiągnięcia celu banku centralnego. Jeśli pomimo tego nominalne PKB odchylałoby się od wyznaczonej ścieżki, to trzeba wówczas sięgnąć po normalne narzędzia polityki pieniężnej, by zwiększać lub zmniejszać wydatki gospodarujących jednostek.

Po przeczytaniu wywiadu z Sumnerem zerknąłem do statystyk dla strefy euro, żeby sprawdzić, jak tam kształtował się nominalny PKB. Jako że skład strefy euro się zmieniał, wziąłem dane tylko dla 12 państw, które w strefie euro są najdłużej. Niebieska linia pokazuje nominalne PKB, a czarna to linia trendu.

Jak widzimy, mniej więcej do 2005 roku nominalny PKB strefy euro rósł w dość stabilny sposób (ok. 3% rocznie). W latach 2007-2008 mieliśmy do czynienia z wyraźnym odchyleniem w górę od linii trendu, skorygowanym w 2009 roku. Od 2010 nominalne PKB rośnie równolegle do linii trendu i według prognoz na 2012 i 2013 rok ten stan rzeczy ma się utrzymać.  Może się zatem wydawać, że EBC, choć nie ogłosił tego swoim celem, prowadzi politykę, która prowadzi do w miarę stałych przyrostów nominalnego PKB. Nie jest to oczywiście opcja preferowana przez Sumnera (nie ma oficjalnej polityki, która stabilizuje oczekiwania), jednak nie jest to chyba także sytuacja bardzo od ideału odległa.

W wywiadzie Sumner niewiele mówi o Europie. Do tego jest nad wyraz krytyczny względem euro:

Przede wszystkim wygląda na to, że błędem było utworzenie strefy euro, a w każdym razie przyjęcie do niej tak wielu państw. W efekcie przez długi czas polityka EBC była zbyt restrykcyjna dla państw z Północy, a zbyt ekspansywna dla państw z Południa. Dziś zaś jest odwrotnie. Mam wrażenie, że Grecji pomogłaby już tylko dewaluacja waluty, ale będąc w strefie euro, nie ma takiej możliwości.

Niestety, Sumner nie podaje nigdzie, co świadczyłoby o nadmiernej restrykcyjności/ekspansywności polityki pieniężnej w EBC, a na mocy podstawowego argumentu Sumnera o potrzebie stałego wzrostu nominalnego PKB nie jest to oczywiste. Jeśli bowiem docelowy agregat zmienia się zgodnie z założeniami polityki, to udział poszczególnych części strefy euro w tworzeniu nominalnego PKB nie powinien chyba być problemem. Jeśli zerkniemy na wykres obrazujący zmiany nominalnego PKB Grecji, to widzimy, że do wybuchu kryzysu finansowego nasz agregat rósł bardzo stabilnie, mniej więcej 5% rocznie (czyli zgodnie z Sumnerowskim ideałem).

PKB Grecji rósł zatem szybciej niż całej strefy euro. Czy jest to jakiś problem z monetarystycznego punktu widzenia? Wydaje się, że nie — na tej samej zasadzie problemem nie jest to, że np. przychody Porsche rosną szybciej niż przychody Fiata (Sumner w wywiadzie nie wspomina np., że polityka Fedu może być zbyt restrykcyjna dla Północnej Dakoty a zbyt łagodna dla Newady). Polityka pieniężna w monetarystycznych modelach wpływa na ogólne warunki gospodarowania, konkretne przetasowania bogactwa zostawione są już „mechanizmowi rynkowemu”.

Skąd zatem Sumner wie, że polityka pieniężna EBC nie odpowiadała potrzebom gospodarek europejskich? W wywiadzie kilka razy wspomniana jest reguła Taylora i wydaje się, że korzystając z niej, można dojść do tych samych wniosków co Sumner. Według Johna Taylora bank centralny powinien w swojej polityce kierować się kilkoma zmiennymi: przede wszystkim poziomem inflacji (jeśli przekracza zamierzony cel, należy politykę zaostrzać) i różnicą między rzeczywistym a potencjalnym PKB, czyli poziomem produkcji możliwym do osiągnięcia przy pełnym zatrudnieniu czynników produkcji (im większa „luka PKB”, tym bardziej łagodna powinna być polityka). Stosując ten model, można dojść do wniosku, że różne stopy procentowe powinny obowiązywać w różnych państwach strefy euro.

Co ciekawe, Sumner krytykuje regułę Taylora jako zbyt skomplikowaną. Przy przyjęciu takiego reżimu decyzje polityki pieniężnej rzekomo trudniej przewidzieć niż w przypadku stabilizowania wzrostu nominalnego PKB. Sam Taylor także zabrał ostatnio głos w sprawie prowadzenia polityki pieniężnej i skrytykował w artykule dla „Wall Street Journal” obecne działania Bena Bernankego. W kolejnym wpisie wyjaśnię, dlaczego Taylor krytykuje Bernankego i dlaczego sam nie ma racji, jeśli chodzi o optymalny kształt polityki pieniężnej.

Tags: , , , , ,

Grecki numer

Posted by Mateusz Machaj on kwiecień 05, 2012
Mateusz Machaj / 1 Comment

Jak donosi Shedlock, przytaczając wiadomość sprzed kilku dni, podobno greckie władze, aby dokonać zapowiedzianej zamiany obligacji musiały skorzystać ze środków na kontach uniwersytetów, szpitali i innych instytucji publicznych, które w pewnym zakresie posiadają autonomiczność dysponowania budżetem. Naturalnie nikt z ludzi władających tymi jednostkami w takiej sytuacji nie miał nic do powiedzenia. Decydował premier i szef banku centralnego. Wraca stary centralizm.
Informacja ponoć pojawiła się również na portalu o publicznej służbie zdrowia (nie jakimś spiskowym, a fe, a fe).
Jeśli tak rzeczywiście jest, to robi się gorąco. I ciekawe, co będzie dalej, bo przecież w nieskończoność w ten sposób funkcjonować się nie da.
„Wakacje bankowe” w Grecji w końcu nadejdą? Tak, czy inaczej, jeśli mieszkasz w Grecji i masz tam pieniądz na koncie, to lepiej dłużej ich tam nie trzymaj.

Tags: , ,

Europa już walczy z kosmitami

Posted by Jan Lewiński on marzec 02, 2012
Jan Lewiński / 2 komentarze

Kilka dni temu noblista Paul Krugman skrytykował amerykańskie władze monetarne, które jego zdaniem powinny jak najszybciej rozpocząć wielką akcję druku pieniądza. To samo powinna uczynić czym prędzej Europa. Argumenty amerykańskiego profesora ekonomii są znane: impuls stymulacyjny ma na celu „naoliwienie” popsutego mechanizmu gospodarki. Drakońskie cięcia budżetowe i drastyczne pakiety fiskalne duszą w zarodku popyt konsumpcyjny i tym samym uderzają w jakiekolwiek perspektywy wzrostów w gospodarkach strefy euro.

Niestety, pozycja argumentacyjna noblisty jest nie do podważenia, przede wszystkim dlatego, że nie ma żadnej możliwości zestawienia jej z rzeczywistością (po popperowsku powiedzielibyśmy, że nie jest falsyfikowalna). Gdy rządy nie drukują pieniędzy, nic nie stoi na przeszkodzie twierdzić, że powinny drukować więcej. Gdy robią to na potęgę, zawsze mogłyby więcej. Teoretyczna granica możliwości druku pieniądza leży w nieskończoności – z definicji więc zawsze jest jakaś wyższa poprzeczka nadmuchiwania podaży pieniądza, której rządom nie udało się przeskoczyć.

Dlatego Krugman może łatwo skarżyć się na niewystarczające działania drukarskie w Europie, krytykując politykę monetarną USA i jednocześnie w tym samym tekście ją chwaląc. Jednym tchem broni Fed twierdząc, że polityka Rezerwy Federalnej zaowocowała umocnieniem się pozycji amerykańskiej gospodarki (tj. formalnie raportowanym niższym bezrobociem czy zwyżkami na giełdach), a zarazem przyrównuje USA do republiki bananowej, w której rządzą kliki polityczne, zdolne do podjęcia odpowiedniej skali druku pieniądza tylko w przypadku ataku… kosmitów.

Nie atakujmy jednak Krugmana tak nisko – czepiając się tych „kosmitów” – i przejdźmy do konkretów.

Faktem jest, że cięcia w budżetach są zaledwie symboliczne. Cóż z tego, że rodzą się w bólach i politycy drą na sobie szaty w proteście przeciw tym minimalnym ograniczeniom ich rozbuchanych wydatków, skoro i tak o zbilansowanych (o tym relikcie XX wieku, jakim były nadwyżki, zapomnijmy) budżetach nie ma mowy. Ciekawie przedstawił te dylematy polityków pewien internauta:

To mniej więcej tyle w temacie cięć.

Jeśli chodzi o druk pieniądza, to, jak wcześniej wspomniał Mateusz Machaj, EBC już teraz stał się większym lombardem niż Fed – z bilansem ponad 3 biliony euro przy ponad 2 bilionach euro Fedu. Zauważmy, że w ciągu zaledwie dwóch miesięcy EBC pożyczył bankom pod zastaw praktycznie nic nie wartych papierów bilion euro. Nota bene, znaczna część tych środków – w przypadku wartego 500 miliardów drugiego LTRO jest to ok. 310 miliardów – wróciła wnet do EBC (na depozyt, który dzięki temu wzrósł do rekordowego poziomu 777 miliardów euro). „Brakujące” środki są niemal równe kosztom zrolowania poprzednich pożyczek od EBC. Rzecz jasna technicznie rzecz biorąc to nie jest druk pieniądza. Ot, po prostu EBC wyczarowuje pieniądze tylko na te trzy lata. Problem leży w tym, że w ciągu tych trzech lat potrzeby pożyczkowe banków nie znikną, a ich ekspozycja na kłopotliwe zadłużenie zapewne znacząco wzrośnie, bo trudno uwierzyć w zapewnienia polityków o rychłym „odwrocie” kryzysu – dlatego też ceteris paribus, tj. o ile Niemcy nie zbuntują się ostatecznie przeciw niekończącemu się finansowaniu niewydolnego europejskiego systemu finansowego, potrzebne będą coraz to kolejne programy podpierające go w podróży z jednej tymczasowości w drugą.

Co więcej, zapewne za pomocą kolejnych swapów trzeba będzie zamieniać kolejne obligacje na ich gorsze odpowiedniki, żeby przynajmniej w części socjalizować straty wynikające z ich ewentualnego niewypłacenia wskutek zaistnienia zdarzenia kredytowego (interesującą dyskusję na ten temat można znaleźć na FT/Alphaville – tutaj link do pierwszej części).

To wszystko to tylko drobny odprysk większej, systemowej zagwozdki – bo przecież Krugman zbywa milczeniem pytanie o dalsze konsekwencje swojego „rozwiązania problemu”. Gdyby wcielić je w życie w skali satysfakcjonującej noblistę, to wszak długi nie zostałyby tak po prostu spłacone i zapomniane. Socjalizacja kosztów spłaty zobowiązań instytucji finansowych (bo nie tylko państw) oznaczałaby obietnicę takiego samego zachowania w przyszłości. To spowodowałoby powstanie pokusy nadużycia – skoro instytucje te, na czele z bankami, zostałyby sowicie opłacone (jako pierwsi beneficjenci nowych pieniędzy dysponowałyby stosunkowo największą siłą nabywczą) – to co miałoby je powstrzymać przed podejmowaniem ryzyka w przyszłości? Z pewnością nie perspektywa strat. Co więcej, druk zwiększa możliwości kreacji kredytu, nakręcając akcję kredytową i przyczyniając się do powstania większych baniek spekulacyjnych w przyszłości. Druk zaburza też relacje cenowe pomiędzy etapami procesu inwestycyjnego, doprowadzając do powstawania masowych błędów inwestycyjnych. Te i inne zaburzenia rynku, powstające wskutek rządowej „stymulacji”, mogą przedłużać recesję w nieskończoność – jak w Japonii.

Nie dziwi, że pozytywne doniesienia z amerykańskiego rynku, które przywołuje Krugman, również można podawać w wątpliwość. Na przykład w ostatnim raporcie Goldman Sachs przeczytać możemy (za ZeroHedge), że przyczyną względnego zachowania koniunktury jest ciepła zima. Raport GS stwierdza, że jeśli pozytywna dla biznesu pogoda się zmieni, to będzie poważną przeszkodą dla aktywności gospodarczej przedsiębiorców. Odwrót od recesji podważa też Lakshman Achuthan z ECRI, podkreślający raczej negatywne trendy w PKB, indywidualnych dochodach i danych dotyczących sprzedaży (w ujęciu rok do roku) i Charles Hugh Smith z oftwominds.com.

Dane o rosnących dochodach podważa też Mike Shedlock z Sitka Pacific Capital Management (w innym miejscu krytykuje też dane o wzrostach PKB), co zresztą dobrze obrazuje wykres ujmujący realne dochody per capita w ciągu ostatnich kilku lat:

Zostawmy jednak dane z USA. Europa też wzięła się ostro za wzmacnianie gospodarki.

Na przykład Hiszpania oszczędza na potęgę. Premier Mariano Rajoy ogłosił niedawno, że jego kraj „rozminie się” z planowanym deficytem – zamiast 4,4% PKB będzie 5,8%, ale, zgodnie z jego zapewnieniami, to nadal „istotne oszczędności”. Rzeczywiście, oszczędności ujemne są najpoważniejsze. Jaki skutek odnosi tak oszczędna polityka? Przewidywane na 2012 rok bezrobocie na poziomie 24,3% (gdy w ostatnim kwartale 2011 roku skoczyło z 21,5% do 23,3%), a gospodarka ma się skurczyć o 1,7% PKB. Całe szczęście, że Hiszpania dostała tanie pieniądze z pożyczek od EBC. (Paul Krugman powinien się cieszyć.) A przed Hiszpanią (razem z Włochami) w ciągu ledwie czterech lat spłata biliona euro zobowiązań wynikających z wcześniejszych emisji obligacji (za MMNews.de):

Rozdźwięk między rzeczywistością a nawoływaniem prof. Paula Krugmana do druku pieniądza i zaprzestania cięć powinien być oczywisty. Europa już drukuje pieniądze i nie wdraża programów oszczędnościowych. Pakiety fiskalne i austerity measures to jedynie mgliste zapowiedzi, w najbardziej konkretnej formie sprowadzające się do werbalnych apeli o dyscyplinę budżetową. Tymczasem druk pieniądza w strefie euro jest jak najbardziej rzeczywisty – to właśnie odpowiednikiem druku (gdy banki dostają pieniądze pod zastaw śmieciowych aktywów, bądź rehipotekowanych zobowiązań) są pożyczki w ramach LTRO, dla których jedynym ograniczeniem jest trzyletni okres wymagalności. Już wkrótce przekonamy się, jakie terminy wymagalności będą miały kolejne programy, których zadaniem będzie m.in. zrolowanie wcześniejszych pożyczek.

Tags: , , , , , , , , , ,