W związku ze zwycięstwem Syrizy w greckich wyborach parlamentarnych powróciły pogłoski o greckim bankructwie. Bankructwo państwa jest wbrew pozorom bardzo prorynkowym rozwiązaniem, które pozwala radykalnie obniżyć wydatki publiczne (w przypadku Grecji byłoby to około 4% PKB, czyli ok. 8-9% całości wydatków publicznych) i którego zalety zachwalaliśmy często na tym blogu. Przysłuchując się ostatnio pewnej audycji radiowej, zauważyłem, że ludzie cały czas myślą, iż program pomocowy dla Grecji to ochrona bankierów z Francji i Niemiec. Od dawna jednak takie twierdzenie mija się z prawdą. Oczywiście, chęć pomocy bankom była jednym z motywów pomocy dla Aten. Obecnie jednak ważniejsze wydaje się utrzymanie greckiej klasy politycznej przy życiu oraz podtrzymanie reputacji euro i Unii Europejskiej jako silnych i stabilnych tworów. Skąd taka interpretacja?
Prywatni posiadacze greckich obligacji odpisali już ¾ ich wartości. Teraz głównymi kredytodawcami Grecji są Europejski Bank Centralny, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Unia Europejska pod postacią bezpośrednich rządowych pożyczek oraz środków z Europejskiego Instrumentu Stabliności Finansowej (EFSF). Banki już praktycznie greckiego długu nie mają. Poniższa tabelka przedstawia szacunki dotyczące posiadaczy greckiego długu w 2014 r.
Instytucja | Kwota |
MFW | €27 mld |
UE | €194,8 mld |
EBC | €26 mld |
Pozostali | €69,2 mld |
Razem | €317 mld |
Jakie zatem byłyby skutki repudiacji greckiego długu? Raczej nie byłaby to wielka i długotrwała finansowa panika. Ewentualne bankructwo Grecji i wyparowanie 26 mld euro z bilansu EBC miałoby tylko pozytywne skutki — poważne uszczuplenie kapitału EBC mogłoby np. oznaczać brak dywidend wypłacanych przez EBC do skarbców europejskich rządów, jako że zarząd EBC zapewne chciałby podnieść swoje rezerwy w trosce o swój lepszy wizerunek. Kłopoty finansowe MFW, którego zasoby mogłyby skurczyć się o 27 mld euro, to także świetna wiadomość. Może ten cios nie byłby decydujący, ale z pewnością na chwilę zamroczyłby potwora z Bretton Woods żyjącego obecnie głównie po to, by powstrzymywać reformy i przedłużać życie skorumpowanych rządów. Jedynie kłopoty EFSF mogłyby się odbić jakoś na sektorze finansowym, chociaż dopóki inni dłużnicy EFSF spłacają swoje zobowiązania, to wartość obligacji EFSF do zera nie spadnie, choć możliwe są tu spore straty, rozłożone jednak pomiędzy europejskie rządy, budżet UE i prywatnych wierzycieli EFSF. Kłopoty EFSF to także potencjalne tarapaty dla Europejskiego Mechanizmu Stabilności, który może mieć kłopoty z przekonaniem inwestorów do swoich emisji obligacji. Jako że istnienie EMS powiększa tylko pokusy nadużycia, zachęcając europejskie państwa do rozrzutności, to problemy EFSF i EMS byłyby per saldo korzystne dla społeczeństw zamieszkujących UE. Co do samej Grecji, to brak dostępu do rynku długu sprawi, że litania, delikatnie mówiąc, niezbyt mądrych pomysłów Syrizy pozostanie w przytłaczającej większości tylko spisem pobożnych życzeń.
Trzymajmy kciuki za bankructwo!
Dodaj komentarz