Fed

Globalne potęgi zjadły tysiąc kotletów. Pary wystarczyło na 5 dni

Posted by Jan Lewiński on grudzień 29, 2011
Jan Lewiński / No Comments

Kilka dni temu w jednym z polskich portali ekonomicznych ukazały się – ku pokrzepieniu inwestorskich serc – hurraoptymistyczne informacje z USA. Z artykułu dowiadujemy się, że rynek nieruchomości rośnie jak na drożdżach, a właściwie powinien urosnąć w przyszłości, bo w tej chwili tylko buduje się nowe domy. To z kolei ma oznaczać, że rośnie optymizm inwestorów co do możliwości sprzedaży po ukończeniu tych inwestycji. Rośnie też PKB (w artykule używane jako synonim wzrostu gospodarczego), choć nie tak szybko, jak przewidywali analitycy, bo jedynie o 1,8%, zamiast o 2 bps więcej. Gdy już pominiemy kilka akapitów dotyczących optymizmu konsumentów, dotrzemy do informacji o tym, jak to skutecznie Fed wspiera rynek:

Gospodarka amerykańska wraca na ścieżkę wzrostu, bo bank centralny Fed zrobił wiele, aby kredyt był jak najtańszy i jak najbardziej dostępny. Przez ponad dwa lata dodrukował 2,3 bln dol., za które odkupił rządowe obligacje od banków. Pieniądze poszły częściowo na akcję kredytową dla firm i klientów indywidualnych. Aby maksymalnie potaniały pożyczki hipoteczne, prowadzona jest tzw. operacja twist [Mateusz Benedyk pisał o niej wcześniej]. Polega ona na tym, że Fed sprzedaje krótkoterminowe obligacje, a skupuje długoterminowe. W ten sposób obniża rentowność tych ostatnich, które służą bankom komercyjnym za wyznacznik cen pożyczek hipotecznych. Efekt? Przeciętne oprocentowanie 30-letniego kredytu hipotecznego spadło przed świętami do najniższego w historii poziomu 3,91 proc. Pieniądze na 15 lat można także pożyczyć rekordowo tanio – już na 3,21 proc. Stopy procentowe Fed są utrzymywane na najniższym w historii poziomie 0-0,25 proc., czyli w praktyce kredyt jest za darmo. Skoro bowiem inflacja wynosi nieco powyżej 3 proc., to realne stopy procentowe są ujemne. Fed zapewnia, że chce utrzymać zerowe stopy bardzo długo, być może nawet do połowy 2013 r. Nie boi się inflacji, bo mimo kasandrycznych przepowiedni gigantyczny dodruk dolarów wcale nie podniósł mocno cen.

Nie ma się co dziwić. Najprawdopodobniej nie zanotujemy w przyszłości zbyt wysokiej inflacji, a to przez wzgląd na fakt, że większość dolarów skończyła w bankach, które wcale nie stały się przez to bardziej skore do pożyczania – i nie bez powodów. Zamiast tego można zaryzykować tezę, że mamy coś na kształt deflacji kredytowej, za którą elektroniczna prasa drukarska Fed i EBC po prostu nie jest w stanie nadążyć, nawet gdyby chciała (więcej na ten temat tutaj). Świetne informacje, problem jednak polega na tym, że nadal istnieją przyczyny fundamentalne, które nie pozwolą ot tak zwyczajnie wykreować wzrostu magicznie ciągniętego przez konsumpcję (po keynesowsku). Nie dość, że oficjalne wskaźniki bezrobocia są, akhem, cokolwiek podciągnięte przez czynniki oficjalne, to i nawet tutaj biurokraci nie nadążają z gaszeniem pożaru (nieco to przypomina rozpaczliwą walkę naszego ministra finansów z konstytucyjnym progiem długu do PKB). Perspektywy dla USA mimo to wydają się raczej optymistycznie, szczególnie, jeśli Chiny popadną w takie kłopoty, że będą musiały zrezygnować z marzeń o oderwaniu się od zachodu, co było treścią modnej w wielu kręgach ekonomicznych teorii oderwania Chin – China’s decoupling theory. Chiny zaczynają bowiem powoli zapadać się w sobie. Nie od dziś wiadomo, że w dużej mierze wzrost PKB był tam kreowany sztucznie przede wszystkim przez rozkręcanie na masową skalę państwowych wydatków infrastrukturalnych, mających służyć przyszłym bogatym pokoleniom chińczyków. Jednakże powoli wychodzi na jaw, że budowanie miast pozbawionych mieszkańców i nieużywanych autostrad czy hipermarketów jest pozbawione ekonomicznego uzasadnienia (zresztą nie tylko tam; niedawno pisałem o bliskiej pęknięcia australijskiej bańce nieruchomości, a teraz mamy też do czynienia ze spadkami produkcji w Korei Południowej). Wydaje się, że zaczynają to też dostrzegać chińskie władze, przygotowując się na zapaść na rynku nieruchomości i samochodowym. Ruchy chińskich władz są na razie raczej paniczne – zasadzają się na merkantylistycznych rozwiązaniach zmierzających do częściowego zatrzymania wymiany handlowej z zachodem i przestawienia „zwrotnicy” gospodarki do wewnątrz (oraz otwarciem się na sąsiadów, m.in. po to, aby wspomóc dogorywającą od ponad dziesięciu lat Japonię). Oprócz tego jednak możemy zaobserwować rezygnowanie z nieuzasadnionych „inwestycji” na rzecz skupienia się na konsumencie. To oczywiście rozwiązanie nieracjonalne ekonomicznie, które w długim okresie pogorszy tylko sytuację; na krótką metę jednak może zrównoważyć złe skutki merkantylistycznej polityki Chin i – o ironio – skończyć się wspomożeniem przez pracowitych chińczyków konsumentów amerykańskich czy (co mniej prawdopodobne) europejskich. Chiny starają się ratować sytuację przez monetarne próby podpierania handlu z sąsiadami. Dowodem ostatni układ o bezpośredniej wymianie walutowej ze słabnącą Japonią – dotychczas przeliczano kurs jena na dolara, a dopiero potem na juana (i vice versa). Proszę spojrzeć na kolejne linki: tutaj i tutaj. W pierwszym linku znajdziemy też informację o porozumieniu swapowym z Tajlandią; co ciekawe, chińskimi aktywami coraz bardziej zainteresowane zaczynają być i inne kraje, np. Nigeria. To może oznaczać próbę obchodzenia rynków rozliczanych w euro i dolarowych, ale wątpliwe, aby przyniosła jakąkolwiek prawdziwą rewolucję, skoro jest podobnie jak konkurencyjne budowana na kredycie kreowanym ex nihilo. Niezależnie od losu chińskich manewrów gospodarczych, azjatyckie rynki nader mocno odczuwają skutki zawieruchy w Europie. I to właśnie sytuacja w Europie w połączeniu z upadkiem baniek nieruchomości w Chinach i Australii może bardzo niekorzystnie wpłynąć na rynki amerykańskie nieruchomości w 2012 roku. O tym, czy takie inwestycje się powiodą, nie decydują żadne indeksy optymizmu, albo oczekiwania inwestorów, tylko to, co faktycznie zdarzy się w przyszłości: w trakcie realizacji tych inwestycji (czyli sytuacja na rynkach czynników produkcji w najbliższych miesiącach) i po zakończeniu tych inwestycji, które nie okażą się niewypałem już wcześniej (pytanie o to, czy będzie na nie popyt za rok czy półtora). Sytuacja na rynku jest na tyle niepewna, że ewentualna bańka finansowana pustym kredytem wybuchnie raczej prędzej, niż później. Doświadczenie pokazuje, że globalne potęgi mogą obecnie pozwolić sobie co najwyżej na pięciodniowy „rajd” wzrostów. Już teraz mamy dowody na implozję tej „bomby” optymizmu wraz ze spadkami w pięćsetce Standard & Poor’s, wspomnianym wyżej wzrostem bezrobocia i spadkiem obrotu paliwami i wzrostem ich rezerw na rynku amerykańskim. Ostatnia infomacja stanowi niestety zły prognostyk dla sytuacji na rynku transportowym, a co za tym idzie w ogóle dla handlu w Stanach. Spadki te wywołała informacja o kolejnych wzrostach bilansu EBC (pisałem o tym już tutaj), tym razem do rekordowego poziomu 2,73 biliona euro (ok. 3,55 biliona dolarów). Sytuację obrazuje wykres (dostępny na zerohedge; komentarz jest chyba zbędny): Przyczyną wzrostu w zapisach księgowych EBC są udzielane przezeń tuż przed Świętami trzyletnie pożyczki dla banków komercyjnych (mowa o LTRO, Long Term Refinancing Operation), opiewające na ok. 489 miliardów euro. (Dla podsumowania: tylko w ciągu 6 ostatnich miesięcy bilans EBC wzrósł o ok. 800 mld euro i ok. 550 mld euro w ciągu 3 miesięcy.) Po otrzymaniu tych pożyczek banki zrobiły interesującą rzecz. Otóż postanowiły zaparkować większość tych środków w EBC (również te użyczone po umowach swapowych z Fed) na depozycie o oprocentowaniu równym 0,25%. Te operacje przyczyniły się do wzrostu sumy bilansowej Europejskiego Banku Centralnego (gotówka niewypłacona przez banki, albo zwrócona EBC nie likwiduje w księgach wzajemnych zobowiązań między nim a bankami komercyjnymi; trzeba jednak dodać, że EBC może obniżyć swoją sumę bilansową o gotówkę wykreowaną z niczego – za tę uwagę dziękuję Mateuszowi Benedykowi). Wliczając koszt pożyczek, banki komercyjne odnotowują na całym interesie stratę w wysokości 0,75% tak ulokowanych środków. Przypomnijmy może, że docelowo za pieniądze pożyczone od EBC banki miały kupić obligacje państw takich jak choćby Włochy (w ramach carry trade). Nic z tego. Po otrąbionym sukcesie włoskiej emisji sprzed kilku dni okazało się, że sprzedaż dwuletnich obligacji (przy trzyletnim okresie zwrotu pożyczek EBC!) to nie to samo, co próba sprzedaży takich papierów wartościowych o trzyletnim okresie wymagalności. Koszt takich obligacji jak był wysoki, tak wysokim pozostał. Zamiast mgławicowych zysków 2-3% na pożyczkach dla krajów, którym widmo braku wypłacalności zagląda w oczy bardzo realnie, banki wolą więc tracić 75 bps trzymając się spódnicy EBC, co tylko świadczy o racjonalności braku wiary w możliwość utrzymania się strefy euro na powierzchni.

Tags: , , , , , , , , , ,

Bernanke nie wierzy w powodzenie operacji Twist

Posted by Mateusz Benedyk on grudzień 18, 2011
Mateusz Benedyk / No Comments

We wrześniu szef Systemu Rezerwy Federalnej, Ben Bernanke, ogłosił rozpoczęcie operacji Twist. W ramach tej operacji Fed miał obniżyć długookresowe stopy procentowe kosztem krótkookresowych poprzez zwiększenie udziału długoterminowych obligacji amerykańskich w swoim portfelu (skądinąd całkiem sporym — Fed jest obecnie największym posiadaczem obligacji amerykańskiego skarbu państwa, jako że uzbierał już ich na sumę ponad 1,6 biliona dolarów, ponad 10% całego długu USA).

Ostatnio dowiedzieliśmy się, że Bernanke sam spłaca kredyt hipoteczny i właśnie we wrześniu, kiedy ogłaszał operację Twist, zdecydował się na jego refinansowanie. Oprocentowanie kredytów hipotecznych jest obecnie dość niskie (około 4,25% przy kredycie 30-letnim). Jeśli operacja Twist miałaby się powieść, można by się spodziewać raczej dalszego spadku oprocentowania i operację refinansowania korzystniej byłoby przeprowadzić w późniejszym terminie. Decyzja Bernankego wydaje się zatem wskazywać, że spodziewa się wzrostu stóp procentowych, co stawiałoby pod znakiem zapytania skuteczność najnowszych działań Fedu.

Co mogło skłonić Bernankego do takiego kroku? Być może obawia się inflacji, która popchnęłaby oprocentowanie kredytów do góry. Agregaty pieniężne w USA od kilku miesięcy wykazują dość szybki wzrost. Od listopada 2010 do listopada 2011 M1 wzrósł o 18,3% a M2 o 9,8%. Równolegle niektóre kategorie kredytów bankowych wykazują lekką tendencję zwyżkową. Np. Kredyty dla przedsiębiorstw rosną praktycznie przez cały rok 2011.

Choć daleko jeszcze do momentu, w którym moglibyśmy powiedzieć, że w Stanach rozpoczęła się na dobre nowa ekspansja kredytowa, to być może Bernanke choć raz słusznie przewiduje przyszłość i USA zostaną niedługo zalane strumieniem świeżutkich dolarowych depozytów.

Tags: , ,

Bloomberg i Kryzys Blog, jak dwa bratanki

Posted by Stanisław Kwiatkowski on grudzień 13, 2011
Stanisław Kwiatkowski / No Comments

Ponad 3 lata temu na łamach oryginalnego Kryzys Bloga, Mateusz Machaj napisał:

Otóż Bloomberg wypowiada wojnę pralni… przepraszam, Systemowi Rezerwy Federalnej, za nieudostępnianie informacji o przeprowadzanych operacjach. Pierwszy news o tym, że Bloomberg zwraca się do sądu, by Fed ujawnił swoje księgi i pokazał jakie śmieci przyjął jest tu.

No i doczekaliśmy się. Po trzech latach koła amerykańskiej machiny sprawiedliwości ruszyły i – wraz z powrotem Kryzys Bloga – dowiedzieliśmy się m.in. jak bardzo bankierzy kłamali na temat wagi pomocy uzyskiwanej z Fedu:

26 marca 2010, CEO JPMorgan Chase & Co. Jamie Dimon powiedział akcjonariuszom, że bank korzystał ze wsparcia Fedu przez Term Auction Facility „na prośbę Fedu i w celu zmotywowania innych do korzystania z systemu”. Nie wspomniał, że jego bank pożyczył przez TAF dwa razy więcej, niż wynosiły ich ówczesne zasoby gotówki, ani że największa pożyczka w wysokości 48 miliardów dolarów nastąpiła 26 lutego 2009, czyli ponad rok po uruchomieniu programu.

Jak pamiętamy, Fed bronił się przed ujawnieniem szczegółowych danych o TAFie twierdząc, że będzie to niepotrzebnie stygmatyzowało banki biorące pożyczki i utrudniało funkcjonowanie systemu ratującego stabilność gospodarki. Innymi słowy, dbał o dobro wspólne, a nie interesy bankierów.

Po przegranej w pierwszej instancji, do obrony Fedu przystąpiło Clearing House Association, LLC, zrzeszenie 17 największych amerykańskich banków. Wykorzystywali swoje olbrzymie pieniądze, by zatrudnić prawników, którzy napisali tzw. Amicus Curiae, pismo przyjaciela sądu, w którym radzili sądowi jak postąpić w tak skomplikowanej sprawie. Wszystko w interesie „skuteczności programów federalnych” i obronie interesów „stron trzecich”. Godna pochwały bezinteresowność.

Lista członków Clearing House Associated LLC (na szaro – obecni wśród 30 podmiotów najwięcej zyskujących na ukrytych operacjach Fedu*)
Citi
Banco Santander
BB&T
BNY Mellon
BoA
Capital One
Comerica
Deutsche Bank
HSBC
JPMorgan Chase
KeyBank
PNC
Royal Bank of Scotland Citizens
U.S. Bank
UBS
Union Bank, N.A.
Wells Fargo


*na podstawie infografiki Bloomberga. Dotyczy istniejących podmiotów (uwzględniono powiązania pomiędzy Wells Fargo i Wachowią; Lloydsem, HBOS i RBS; Mitsubishi UFJ i UB N.A itp)

Jako komentarz do całej tej sytuacji polecam klip Jona Stewarta:

The Daily Show With Jon Stewart Mon – Thurs 11p / 10c
America’s Next TARP Model
www.thedailyshow.com
Daily Show Full Episodes Political Humor & Satire Blog The Daily Show on Facebook

Wszyscy pamiętamy TARP. Program ratunkowy dla problematycznych aktywów. Gdzie mówiąc „aktywa” myślimy „zobowiązania”, a mówiąc „problematyczne”, myślimy „bezwartościowe”.

Najbardziej znienawidzony program w historii amerykańskiego prawodawstwa.

700 miliardów dolarów – tyle było trzeba, by utrzymać stabilność systemu. Co ważne, wiedzieliśmy o tym programie. Ale jak się okazuje, był też drugi program, troszkę mniej znany. Ciekawe, czy możemy usłyszeć ile zostało na niego przeznaczone…

7,7 biliona dolarów – to tyle, co najbardziej znienawidzony program w historii USA razy JEDENAŚCIE!

To więcej, niż połowa PKB Stanów zjednoczonych. To dwa razy więcej niż cały budżet federalny.

Pieniądze przekazano bankom jako pożyczkę poniżej rynkowej stopy procentowej? Ciekawe jak dużo poniżej stopy rynkowej?

0,01%? Mam dla was pewną wiadomość: To nie jest poniżej stopy rynkowej. TO ZA DARMO!

Powtórzmy co się tu działo: Rząd pożyczał pieniądze bankom za 0%. Po czym banki kupując obligacje pożyczały te pieniądze rządowi, na procent. Nasz rząd sprzedawał dolarowe banknoty po 97 centów.

Polecam cały klip. Jest świetny, chociaż to nieco smutne, że najlepszy komentarz ekonomiczny na ten temat widziałem w programie satyrycznym…

Tags: , , , ,

If they had a friend like Ben

Posted by Mateusz Machaj on marzec 19, 2009
Bez kategorii / No Comments

W nawiązaniu do wpisu Macieja Bitnera, podajemy źródło i fragment komunikatu Fed:

W celu dalszego wspomagania rynku hipotecznego i nieruchomości, Komitet zdecydował zmienić kompozycję ksiąg Rezerwy Federalnej poprzez zakup dodatkowych 750 miliardów dolarów aktywów hipotecznych (MBS), ustalając limit tych aktywów na 1,25 biliona dolarów w tym roku, oraz zwiększyć zakup długu agencji tego roku ze 100 do 200 miliardów. Dodatkowo, w celu poprawy warunków na prywatnych rynkach kredytowych, Komitet zdecydował o zakupie do 300 miliardów długoterminowych obligacji skarbowych przez następne sześć miesięcy.

Zwracam uwagę: i tu pojawia się magiczne słowo KUPNO

Bloomberg raportuje:

Także sprawa wygląda jasno. Nie ma problemu z deficytem i zwiększaniem zadłużenia, ponieważ Bernanke po prostu zabawi się w inflacyjną monetyzację. Koniec z akcjami kredytowymi, pożyczkami i tego typu lichwiarskimi wynalazkami. Czas zaczać wykupywać bezpośrednio długi prywatne i rządowe.

Obama ma bardzo dobrego przyjaciela, Bena. Takich naprawdę poznaje się w biedzie.

Widzimy zatem ewolucję centralnej bankowości na naszych oczach. Możemy spalić wszystkie podręczniki na ten temat. Pożyczkodawca ostatniej instancji zmienił się, słowami Misha Shedlocka, w pożyczkodawcę jedynej instancji. Ale w tej chwili powoli ewoluuje w stronę kupca ostatniej instancji. Kiedy zmieni się w kupca jedynej instancji będziemy w nowym wspaniałym świecie socjalizmu.

Maryla na pocieszenie:

… choć papierów nam przybyło, to naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami…

Tags: , , , , , ,

Bernanke: pakiet stymulujący to za mało

Posted by Mateusz Machaj on styczeń 13, 2009
Bez kategorii / 1 Comment

Jak podaje onet okazuje się, że zdaniem Bernankego pakiet stymulujący to za mało:

Zdaniem szefa Fed niezbędne mogą się okazać większe zasilenia kapitałowe i gwarancje bankowe w celu zapewnienia stabilności i normalizacji na rynkach kredytowych.

Bernanke zarekomendował trzy możliwe scenariusze: publiczny wykup złych aktywów, przejęcie przez rząd części strat w zamian za dodatkowe opłaty lub gwarancje, lub też ustanowienie i kapitalizacja tzw. złych banków, które będą skupować aktywa od instytucji finansowych w zamian za gotówkę lub akcje tych właśnie złych banków.

Dlaczego nikt nam tego nie powiedział zanim pakiet stymulacyjny (który teraz to „za mało”) został uchwalony?
I dlaczego wydawało mi się, że tak właśnie będzie?

Tags: ,