Monthly Archives: luty 2009

Nacjonalizacja jest gorsza niż program pomocowy

Posted by Mateusz Machaj on luty 26, 2009
Bez kategorii / 6 komentarzy

Stukając i wykańczając swoją pracę, otrzymałem linka do tekstu Macieja Bitnera o wyższości nacjonalizacji systemu bankowego nad programami pomocowymi służącymi dotowaniu banków.  Czytamy, że „W obu przypadkach bowiem mamy do czynienia z konfiskatą własności na masową skalę, ale nacjonalizacja banków da szybszy efekt i może pociągnąć za sobą jakąś głębszą reformę.”

Nacjonalizacja banków da szybszy efekt, ale jaki efekt? Efekt sprawnego i szybkiego zniszczenia resztek mechanizmu konkurencji między instytucjami finansowymi?

Nacjonalizacja na pewno pociągnie za sobą jakąś głębszą reformę, ale jaką reformę? Nie sądzę, że by była to reforma wolnorynkowa, skoro jeśli ona byłaby celem, to żadnej nacjonalizacji przeprowadzać nie trzeba.

Analogicznie można by rozumować w przypadku wszystkich innych dotowanych branż. Weźmy sobie na przykład rolnictwo. Czy naprawdę dopłaty są dużo gorszym rozwiązaniem niż nacjonalizacja ziemi i całego rolnictwa? A przecież nacjonalizacja ziemi da szybszy efekt i pociągnie za sobą jakąś głębszą reformę, czyż nie?

Programy pomocowe są wysoce nieefektywne i niszczą sprawne funkcjonowanie mechanizmu rynkowego. Ale cały czas mamy dalej mechanizm rynkowy. Mimo że banki dostają dotacje, cały czas dobrze prosperujące przedsiębiorstwo bierze kredyt w zależności od oczekiwanej zdolności kredytowej. W momencie nacjonalizacji sektora bankowego przestaje to grać jakąkolwiek rolę, a kredyty będą przyznawane znajomym królika. Perfekcyjne biurokratyczne zarządzanie dyrektywami, a nie ekonomiczną kalkulacją, wyprze jakąkolwiek sensowną wycenę rynkową. Także zdecydowanie nacjonalizacja to najgorsze co nas może spotkać.

Nie zmienia to oczywiście faktu, że programy pomocowe, jeśli bedą odpowiednio duże (a takie są), de facto poprowadzą do tego samego co nacjonalizacja (i na to obecnie wygląda).

Tags: ,

Nacjonalizacja niektórych banków może być konieczna

Posted by Maciej Bitner on luty 23, 2009
Bez kategorii / 6 komentarzy

Tymi słowami poparcie dla tymczasowej nacjonalizacji kilku amerykańskich banków wyraził Alan Greenspan. Projekt ten zdobywa coraz więcej zwolenników pośród polityków republikańskich, a w piątek projekt poparł demokratyczny przewodniczący senackiej komisji bankowej Christopher Dodd. Co oznaczałby taki krok?

Wydaje się, że przejęcie ciężaru odpowiedzialności za system finansowy przez rząd tymczasowo mogłoby przywrócić zaufanie na rynku. Poprawiłoby to sytuację na rynku akcji i towarów i z pewnością zaszkodziło złotu. Gdyby amerykanie zdecydowali się na ten krok, to mogłoby podążyć za nimi kilka państw europejskich.

W szczególnie trudnej ostatnio sytuacji znalazła się Austria, której banki są bardzo zaangażowane kapitałowo w Europie Wschodniej i Południowej. Aktywa ulokowane przez nie w tych regionach wynoszą około 300 mld euro. W dużej części są to pożyczki w walutach obcych np. na Ukrainie połowa kredytów udzielanych była w dolarach. A sytuacja u naszego wschodniego sąsiada nie przedstawia się różowo. Hrywna straciła w ostatnim roku 60% wartości, PKB w styczniu spadł o 20% (ogłaszanie danych za kolejne miesiące wstrzymano pod pretekstem zmiany częstotliwości raportowania, by nie wywoływać paniki, jak gdyby mogło to coś pomóc), a ceny o 20% wzrosły. W takich warunkach sporo kredytów może być trudnych do odzyskania.  Reiffeisen Bank, posiadający 80% kredytów na wschodzie, może rozpocząć niechlubną sztafetę w Europie, jeśli Amerykanie pierwsi zaczną nacjonalizować.

Nacjonalizacja w Ameryce, choć trudna do przełknięcia dla kogoś o liberalnym nastawieniu, może nie być najgorszym rozwiązaniem. Banki, o których mówi się w tym kontekście, wyrosły na dalekoidącej opiece nadzoru i rządu na tyle, że jeśli nie ma zgody na ich bankructwo, trudno wyobrazić sobie, by przestały odgrywać decydującą rolę w systemie finansowym. Dlatego nacjonalizacja ich i podział mógłby być dobrym rozwiązaniem. Jest to ruch w przeciwnym kierunku niż wymuszone fuzje, które prowadzą do powstania jeszcze większych kolosów. 

Tags: , , , ,

Gdyby kryzys był piosenką, to jak by brzmiał?

Posted by Łukasz Szostak on luty 18, 2009
Bez kategorii / No Comments

Wielu z Was prosiło nas w swoich listach, byśmy odpowiedzieli na to pytanie. Nie pozostając obojętnym na sprawy bliskie naszym Czytelnikom, zespół specjalistów Instytutu Misesa zebrał się w trybie nadzwyczajnym, by już po kilku nieprzespanych nocach odnaleźć odpowiedź. Gdyby kryzys był piosenką, to brzmiałby tak:

 

Powyższy klip stworzony został przy pomocy nowatorskiego programu Microsoft Songsmith, który potrafi samodzielnie skomponować podkład muzyczny do nagranej wcześniej ścieżki wokalnej.

W tym przypadku zamiast zapisu ścieżki wokalnej do programu wgrano wykresy cen akcji różnych spółek giełdowych. Ci z Państwa, którzy w odpowiednim czasie zashortowali akcje Lehman Brothers i innych bohaterów klipu, na pewno nie odmówią sobie przyjemności zatańczenia w jego rytm.

Z obowiązkowym kieliszkiem Dom Pérignon rocznik ’53 w ręce, rzecz jasna.

Tags: ,

Nassim Taleb o przyszłości światowego systemu bankowego

Posted by Maciej Bitner on luty 06, 2009
Bez kategorii / 3 komentarze

 

Autor „Czarnego Łabędzia”, ostatnio bardzo aktywny publicznie, udzielił dziś ciekawego wywiadu w przerwie obrad Rosyjskiego Forum Ekonomicznego. Szczególnie polecam drugą połowę rozmowy. Podstawowe myśli z książki można znaleźć choćby w jego internetowym dzienniku: http://www.fooledbyrandomness.com/notebook.htm

            Taleb wydaje się być sojusznikiem zwolenników systemu bankowego w duchu austriackim – chce rozdzielenia funkcji rozliczeniowych i pośrednictwa finansowego, zmniejszenia dźwigni, większej prostoty i przejrzystości. Krytykuje współczesną ekonomię, mówiąc, że profesorowie z MIT wiedzą tak naprawdę mniej niż przeciętny azjatycki polityk.  Mimo to  jakoś nie bardzo mu ufam.

            Budzi moją podejrzliwość z kilku powodów. Po pierwsze jest zwolennikiem nacjonalizacji banków, politycznie jest raczej blisko lewicy (proszę mnie poprawić, gdybym się mylił – nie znam go w sumie zbyt dobrze). Po drugie jest niezwykle pewny siebie, twierdzi na przykład, że tylko on i jego przyjaciel Noureiel Roubini przewidzieli kryzys. Oglądając go czuję się, jakbym rozmawiał z czarownikiem. Po trzecie nie wierzy w naszą cywilizację – prognozuję przeniesienie się światowego centrum biznesu do Rosji, Chin i krajów Arabskich (!). Jest to niewątpliwie człowiek wielkiej inteligencji i do tego filozof, ale jest w nim coś niepokojącego. 

 

Kryzys – najlepszy przyjaciel managera

Posted by Łukasz Szostak on luty 04, 2009
Bez kategorii / No Comments

Mogłoby się wydawać, że sezon świąteczny już minął i na następne prezenty kupowane na kredyt będzie trzeba poczekać może nawet do grudnia, a tu miła niespodzianka – świeżo upieczony prezedent Obama już zakasał rękawy do pracy i, jak podaje dzisiejszy Financial Times, odbył serię spotkań z republikańskimi politykami, by przekonać ich do odłożenia na bok dyskusji o drobnych różnicach w ocenie $900bn pakietu stymulującego. Ta szlachetna próba porozumienia ponad podziałami politycznymi powinna ucieszyć kapitalistę, bo co może być dla niego przyjemniejsze niż odrobina darmowej stymulacji w czasach pełnych stresu?

Niestety, mimo iż Financial Times na tej samej stronie donosi, że w administracji Obamy zaczyna robić się tłoczno od lobbystów, nie każdy kapitalista może mieć swojego człowieka w Białym Domu i liczyć na kawałek stymulującego tortu. Prezydent, którego jednym z haseł kampanii wyborczej była zapowiedź zamknięcia „obrotowych drzwi pomiędzy rządem a lobbystami”, już pierwszego dnia zgodnie z obietnicami wprowadził zakaz zatrudniania w swojej administracji przedstawicieli grup interesów. Wyjątkiem będą jedynie osoby posiadające „unikalne kwalifikacje” (jedną z takich unikalnie wykwalifikowanych osób musi być na przykład Mark Petterson, do niedawna lobbysta Goldman Sachs, który właśnie objął stanowisko szefa kard sekretarza Skarbu).

Tak więc, jeśli na to spojrzeć w szerszej perspektywie, kryzys gospodarczy niekoniecznie musi wprawiać każdego kapitalistę w dobry nastrój: indeksy giełdowe lecą w dół, nieruchomości już od dawna trupem leżą, a opcje walutowe, które przez ostatnie lata potrafiły na odpowiedniej dźwigni przynosić zyski wyrażane w jednostkach zrozumiałych tylko dla kosmologów, z dnia na dzień zdecydowały, by grać w przeciwnej drużynie. Tak, dla kapitalisty nadeszły trudne czasy, ale czy dla managera także? Wręcz przeciwnie – przed managerem kryzys otwiera całą gamę nowych możliwości!

Dyrektor kadr

Jeśli jesteś dyrektorem HR w dużej firmie, to teraz nadszedł czas Twojej zemsty. Pamiętasz związki zawodowe blokujące od dawna potrzebne zwolnienia grupowe? Teraz nie ty ich zwolnisz, teraz zwolni ich bezosobowy kryzys, któremu nie da się rozstawić koksowników pod oknem.
Precz na śmietnik historii ze żmudnym budowaniem kart kompetencji, organizowaniem assesement centres i identyfikowaniem obszarów doskonałości zawodowej – teraz w końcu będziesz mógł skorzystać z danej Ci władzy.

Dyrektor sprzedaży

Sprzedaży? Jakiej sprzedaży? Przecież mamy kryzys…

Dyrektor finansowy

Dla każdego dyrektora finansowego spółki giełdowej sprawa jest prosta: zyski odnotowane w złotych czasach pompowania bańki były wyłącznie zasługą jego managerskiego geniuszu, wartego przynajmniej jednego prywatnego odrzutowca. No a straty w ostatnim roku? Wiadomo – kryzys, zwykły pech, zdarzenie losowe o egzogenicznej naturze, podobne do trzęsienia ziemii, huraganu czy boskiej interwencji.
Dla dyrektora finansowego jest to czas wyciągania trupów z szafy, ujawniania ukrytych strat odłożonych kiedyś na później. Udziałowcy przełkną wszystko, decydując się co najwyżej na gorzki grymas na twarzy, bo co innego mogą zrobić? Kupić akcje konkurencji? U konkurencji jest jeszcze gorzej…

Bez względu na to czy próbujesz zamknąć od dawna nierentowną linię produktów, ale bałeś sie to dotychczas zrobić ze względów wizerunkowych, czy chcesz w końcu pozbyć się niewygodnego wspólnika, który od lat był hamulcowym twojego biznesu, kryzys jest odpowiednim momentem i najlepszą wymówką. Cokolwiek nie zrobisz i cokolwiek się nie stanie, wszyscy kontrahenci przyjmą to ze zrozumieniem kiwając głowami, z troską powtarzając pod nosem: „Kryzys. Równie dobrze i nas mogło to spotkać”.

A jeśli, managerze, uważasz, że i tak lepiej jechać w jednym wagoniku z władzą, to pamiętaj, że następne wybory już za kilka lat, więc może dobrze byłoby już teraz pomyśleć o namówieniu Twojego kapitalisty na inwestycję w następną kampanię wyborczą?

Tags: ,