Twardogłowy keynesizm, o którym pisał ostatnio Mateusz, rzeczywiście święci tryumfy w mediach. Można usłyszeć rzeczy naprawdę wprawiające w osłupienie. We Francji na przykład „prawicowy” prezydent Sarkozy obiecał, że nie pozwoli upaść żadnej kluczowej (tzn. dużej) francuskiej firmie. Pozwolę sobie przypomnieć czytelnikom, jak radzono sobie z trudnościami w firmach w czasach, gdy nie wynaleziono jeszcze kapitalizmu państwowego.
Taki na przykład Ford znalazł się już kiedyś na krawędzi bankructwa. W 1927 roku nie miał swoim klientom nic do zaoferowania poza przestarzałym modelem T produkowanym od 1908 roku. Konkurencja (Chrysler i GM) oferowała samochody bardziej luksusowe, tańsze, bezpieczniejsze i w dodatku sprzedawane na raty. Jak myślicie, co zrobił wtedy Ford? Może poszedł żebrać do administracji prezydenta Hoovera? Nie. Opłacił dziennikarzy i lobbystów by przekonywali kongresmanów do udzielenia preferencyjnej pożyczki? Też nie.
Zrobił za to dwie inne rzeczy. Po pierwsze w czasach kilkunastoletniej prosperity zaoszczędził dużą część zysków. Po drugie w maju 1927 roku zamknął fabrykę, zwolnił 60 tysięcy pracowników i przez prawie rok przebudował linię produkcyjną kosztem 100 milionów dolarów. W 1928 roku nowy model – Ford A – pozwolił na nowo podjąć rywalizację z konkurencją, a kolejne inwestycje po sześciu latach pozwoliły Fordowi całkowicie odzyskać straconą pozycję.
No ale zwolnil 60 tys. ludzi i niestety to zawsze stoi na przeszkodzie 😉
Złote czasy, kiedy nierozpuszczeni przedsiębiorcy brali się do roboty zamiast żebrać.
Np. Rockefeller. >:)
Prosimy o więcej takich kojących historii.
[…] upadnie sklep mojej mamy, rząd nie ruszy pędem, by go wykupić i uratować. Radzę przeczytać (tu) o tym, jak niegdyś Ford wygrzebał się z podobnych […]
[…] upadnie sklep mojej mamy, rząd nie ruszy pędem, by go wykupić i uratować. Radzę przeczytać (tu) o tym, jak niegdyś Ford wygrzebał się z podobnych […]