Tymi słowami poparcie dla tymczasowej nacjonalizacji kilku amerykańskich banków wyraził Alan Greenspan. Projekt ten zdobywa coraz więcej zwolenników pośród polityków republikańskich, a w piątek projekt poparł demokratyczny przewodniczący senackiej komisji bankowej Christopher Dodd. Co oznaczałby taki krok?
Wydaje się, że przejęcie ciężaru odpowiedzialności za system finansowy przez rząd tymczasowo mogłoby przywrócić zaufanie na rynku. Poprawiłoby to sytuację na rynku akcji i towarów i z pewnością zaszkodziło złotu. Gdyby amerykanie zdecydowali się na ten krok, to mogłoby podążyć za nimi kilka państw europejskich.
W szczególnie trudnej ostatnio sytuacji znalazła się Austria, której banki są bardzo zaangażowane kapitałowo w Europie Wschodniej i Południowej. Aktywa ulokowane przez nie w tych regionach wynoszą około 300 mld euro. W dużej części są to pożyczki w walutach obcych np. na Ukrainie połowa kredytów udzielanych była w dolarach. A sytuacja u naszego wschodniego sąsiada nie przedstawia się różowo. Hrywna straciła w ostatnim roku 60% wartości, PKB w styczniu spadł o 20% (ogłaszanie danych za kolejne miesiące wstrzymano pod pretekstem zmiany częstotliwości raportowania, by nie wywoływać paniki, jak gdyby mogło to coś pomóc), a ceny o 20% wzrosły. W takich warunkach sporo kredytów może być trudnych do odzyskania. Reiffeisen Bank, posiadający 80% kredytów na wschodzie, może rozpocząć niechlubną sztafetę w Europie, jeśli Amerykanie pierwsi zaczną nacjonalizować.
Nacjonalizacja w Ameryce, choć trudna do przełknięcia dla kogoś o liberalnym nastawieniu, może nie być najgorszym rozwiązaniem. Banki, o których mówi się w tym kontekście, wyrosły na dalekoidącej opiece nadzoru i rządu na tyle, że jeśli nie ma zgody na ich bankructwo, trudno wyobrazić sobie, by przestały odgrywać decydującą rolę w systemie finansowym. Dlatego nacjonalizacja ich i podział mógłby być dobrym rozwiązaniem. Jest to ruch w przeciwnym kierunku niż wymuszone fuzje, które prowadzą do powstania jeszcze większych kolosów.
Czyzby Instytut Misese spuszczal z tonu? Do tej pory reprezentanci austriackiej szkoly z cala stanowczoscia sprzeciwiali sie nacjonalizacji bankow wieszczac ponowne nadejscie socjalizmu a teraz czytamy cytuje: „Nacjonalizacja w Ameryce, choć trudna do przełknięcia dla kogoś o liberalnym nastawieniu, może nie być najgorszym rozwiązaniem. Banki, o których mówi się w tym kontekście, wyrosły na daleko idącej opiece nadzoru i rządu na tyle, że jeśli nie ma zgody na ich bankructwo, trudno wyobrazić sobie, by przestały odgrywać decydującą rolę w systemie finansowym. Dlatego nacjonalizacja ich i podział mógłby być dobrym rozwiązaniem” ??
Za najlepsze rozwiązanie uważam bankructwo banków. Pozwoliłoby to szybko oczyścić system i przywrócić kredytowanie dla wiarygodnych podmiotów. Jednak jeśli wybierać miałbym między wsparciem prywatnych banków przez rząd (w jakiejkolwiek formie) a nacjonalizacją, to wybrałbym to drugie. W obu przypadkach bowiem mamy do czynienia z konfiskatą własności na masową skalę, ale nacjonalizacja banków da szybszy efekt i może pociągnąć za sobą jakąś głębszą reformę.Są oczywiście zagrożenia, o których wcześniej pisałem (np. jak ma wyglądać późniejsza prywatyzacja, gdy większość podmiotów na rynku będzie należeć do państwa?).
Zastanawia mnie jedno i troche niepokoi fakt ze to chyba pierwszy glos ktory luzuje podejscie do tejze tematyki albowiem sledze na biezaco te strone jak i jej amerykanska wersje i wszyscy jak jeden maz sa przeciwnikami nacjonalizacji nie wspominajac slowem ze z dwojga zlego jednak ona jest lepszym rozwiazaniem.
Chciałbym przypomnieć, że wpisy zamieszczane na Kryzys Blogu nie muszą pokrywać się z oficjalnym stanowiskiem Instytutu Misesa, a są jedynie prywatnymi opiniami pracowników i współpracowników Fundacji.
Z założenia blog ma być miejscem dyskusji, a tej nic tak nie sprzyja jak różne opinie na ten sam temat 🙂
Pozdrowienia.
[…] on luty 26, 2009 Bez kategorii Stukając i wykańczając swoją pracę, otrzymałem linka do tekstu Macieja Bitnera o wyższości nacjonalizacji systemu bankowego nad programami pomocowymi służącymi dotowaniu […]
Naprawdę myslicie że istnieje mniejsze zło?? W jaki sposob świat dojechal tu gdzie jest? Wlaśnie poprzez ciagle wybieranie mniejszego zla.Jesli rzadzacy po raz kolejny wybiora mniejsze zlo,to tylko sie trochę podciagniemy wyżej, żeby upaść z większej wysokości. Szkoda że oni tak naprawdę nic nie kumają, a ci co kumają wydają sie grać po drugiej stronie boiska. Ron Paul w jedny z wywiadów mówi, że został zagadnięty przez babkę z ichniejszej komisji bankowej ( w kongresie) o co chodzi z tym całym złotem, przcież doalar ma
w nim pokrycie, prawda? Pewnie nie miała nigdy biedaczka czasu poczytać, bo zajęta była oglądaniem słupków poparcia… Swoją drogą, kto dostarcza te wszystkie sondaże politykom?
Wystarczy trochę poprzestawiać żeby wpływać na ich decyzje.